Dzisiaj koło południa zauważyłam przy kościele Ducha Św. kota. Niby nic w tym szczególnego, ale kot łasił się do wszystkich przechodzących, podbiegł też na przystanek, jakby szukał właściciela. Pogłaskałam go, ale rozsądek zwyciężył i poszłam do domu. Nie mogłam jednak przestać myśleć o tym kotku. Po ok. pół godzinie postanowiłam pójść tam jeszcze raz, wzięłam karmę, ale kota nie było. Pomyślałam, że pewnie gdzieś poszedł, albo ktoś go wziął. Późnym popołudniem wyszłam na spacer z córką, poszłam oczywiście jeszcze raz w to miejsce upewnić się, czy kota tam nie ma. Wydawało się, że nie, ale w ostatniej chwili zauważyłam go, jak z murku szuka czegoś w śmietniku. Podbiegł na wołanie, sypnęłam chrupek, ale nie chciał. Mam umowę z TZ, że żadnych więcej zwierząt na tymczas, a tym bardziej na stałe. Zadzwoniłam do p. Haliny, która prowadzi azyl dla kotów. Zgodziła się wziąć kota do siebie.
Miałam dziecko w wózku, więc zabranie kota na ręce, przejście przez ruchliwe pasy byłoby zbyt ryzykowne. Bałam się, że kot wyrwie mi się z rąk na jezdni. Zadzwoniłam do mamy, która przypilnowała małej, a ja poszłam po transporter. Wróciłyśmy pod kościół. Kota nie było widać... Do tego zaczęło padać. Nagle mama zauważyła kota. Wpakowałam go do transportera i wróciłam szybko do domu.
Nasze koty oczywiście dostały szału, zwłaszcza Kaszkaj, syczał i warczał. Dałam kotu puszkę, zjadł, był wygłodniały, ale suchego nie ruszył. Jutro wybieram się do weterynarza, a po południu odwieziemy kotkę do azylu. Szkoda, że nie możemy jej zatrzymać
Na moje oko to kotka ok. półroczna. Jest bardzo przyjazna i ufna. Zachowuje się tak, jakby była u nas od zawsze. Zna mieszkanie w domu. Najprawdopodobniej ktoś ją wyrzucił albo uciekła.




Fado [*] 27.02.2019 r., Rysiek [*] 15.10.2023 r.