Monika to moja sasiadka zza jezdni, wetka niepraktykująca



Rok temu odbierałysmy podstepem trzy maluchy kobiecie chorej schizofrenię. Dwa powędrowały do KasikaP (Kefir i Dzika) a jeden do MiD (Romek-Tulek).
Kilka dni temu kobieta dzwoni do Moniki, ze jej kotki umierają i zeby przyjechała cos zrobiła...
Dodam, ze koty mieszkaja w potwornym smrodzie, sa chude, nieodrobaczane, nieszczepione, etc. a kobieta nie zawsze chce wpuszczac ludzi do mieszkania.
Ponieważ wczoraj Cygan powędrował do nowego odmku zwalniając tym samym klateczkę umysliłam,z ęzabierzemy jej te maluchy, które akurat ma w tej chwili. No i pojechałysmy dziś, po 16-tej. Poszła sama Monika, z transporterkami. Żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wersja była taka, że bierze je do weta na odrobaczenie. Ja siedziałam w samochodzie tuż przy drzwiach do klatki schodowej gotowa do natychmiastowej ucieczki gdyby kobiecie przyszło do głowy sprawdzic gdzie Monika koty zabrała.
Po 15 minutach Monia wybiegła w dwoma pełnymi koszykami. W jednym dwa maluszki ok. 2-miesięczne. a w drugim dorosła kotka, niesterylizowana i druga, na oko 4,5-5 miesięczna, buraska.
Dwie większe pojechały do kliniki, do hotelu. Mają tam czekać: duża na załatwienie gratisowej sterylki a mała do jutra bo nie mam gdzie jej przetrzymac. Mam jedna klatke na gryzonie, aktualnie zajetą przez parkę maluchów z drugiego koszyka.
Maluszki przyjechały do mnie. Wymyłysmy je z Moniką pod kranem bo kotki obfajdoliły się nieco w drodze. Wytarte i obejrzane ze wszystkich stron ( parka:kocurek i kociczka)oraz odrobaczone powedrowały do klateczki wyposazonej w kuwetke, tacke z jedzeniem, wodę , kocyk i butelkę z ciepła wodą.
Porozgladały sie troche po pokoju a potem przytuliły do butelki i poszły spać.
Za dwa tygodnie będa do adopcji. poniewaz sa czarne więc wolałabym nie szukac im domów przez ogłoszenia w prasie.