Pewnego dnia w domu nastąpiło poruszenie, Duzi się pakowali. Myślałam, że jadą na wakacje. Byłam smutna, ale wiedziałam, że wrócą i znowu będzie tak jak dawniej.
Duzi wynieśli walizki i wrócili po mnie. Ucieszyłam się, myślałam, że pójdziemy jeszcze na spacer przed ich wyjazdem. Jednak spacer był krótki, Duzi wsiedli do samochodu i odjechali…
Ja zostałam pod klatką i czekałam… Minął dzień, zaczęła się noc, a ja się bałam, bo nigdy nie byłam na dworze w nocy…
Mijały następne dni i noce… Ja czekałam…
Byłam głodna, spałam pod naszą klatką… Czekałam…
Płakałam pod naszym balkonem, że będę już grzeczna, tylko żeby mnie wpuścili…
Na balkon wyszła obca Pani i zrozumiałam, że moi Duzi już nie wrócą. Wyprowadzili się… Tylko dlaczego beze mnie…
Małe miasteczko, jeden blok, kilka domów jednorodzinnych. Przed blokiem droga łącząca dwa większe miasta. Wokół pola, niedaleko tory kolejowe.
Złapałam tam kilka kotów do kastracji. Większość oswojona, a ich historia jest podobna. Ludzie się wprowadzili do bloku, wzięli małego kotka. Ludzie się wyprowadzili i podrośniętego już kota wystawili przed blok.
Większość mieszkańców jest przyjazna kotom, dokarmiają je. Są jednak jednostki nieprzyjazne. Niedawno ktoś „zabawił” się kociakiem bezdomnej kotki i zamęczonego podrzucił pod balkony. Jeden z mieszkańców pojechał z nim do weta. Uśpili go, bo był cały połamany, łącznie z kręgosłupem. Resztę kociaków z miotu kilku mieszkańców wzięło do domów, a matkę zgłosili do gminy, do sterylizacji.
Koty nie mają dobrego schronienia. Jakieś zawalone komórki, śmietnik i wolna przestrzeń pod betonową rampą przed klatkami.
Kotka, której bardzo pilnie poszukuję domu, czy to stałego, czy tymczasowego, jest młodziutka. Ma około roku, może trochę mniej. Kilka miesięcy temu jej „opiekunowie” wyprowadzili się z bloku, a kotkę zostawili przed klatką. Mieszkańcy ją dokarmiali, a ona długo koczowała pod swoim balkonem i płakała, zanim zrozumiała, że nikt jej już tam nie wpuści…
Myślę, że nie przeżyje zimy. Po pierwsze to jej pierwsza zima poza domem, a na dworzu nie ma żadnego sensownego schronienia. Po drugie kotka jest półdługowłosa. Już ma parę dredów, a jej sierść jest trochę skołtuniona i brązowieje.
Kotka jest oswojona i miziasta. Dziewczynka, która dokarmia koty, włożyła mi ją do transportera. Przed sterylizacją była u mnie przez dobę – miziała się, barankowała, nawet pozwoliła się trochę uczesać. Kiedy wchodziłam do pokoju, ocierała się o mnie i gadała.
Na koty syczała, ale to normalne – nowe koty, w nowym miejscu, a ona w klatce. W miejscu bytowania skumplowała się z innymi kotami i śpi z nimi w jakiejś rozwalonej komórce.
Kotka ma czas do soboty. Potem ją wypuszczę. W lecznicy nie ma miejsc, a ja mam teraz kilkanaście kotów. Będzie wysterylizowana, zrobię jej testy, odrobaczę i dam szczepionkę…
Może ktoś się nad nią zlituje…?
W tym samym miejscu jest jeszcze oswojona biało-bura kotka, matka zakatowanego maluszka. Jej historia jest podobna, ale zimę już przeżyła.
Jest też fajny bury kocurek, bardzo rozgadany. On dostał kopa z domu trzy lata temu…
Koteczka:

















Czesio 6.04.2015 [*]

