Wyprowadzam się z domu jednorodzinnego do mieszkania w bloku. Nie będzie ono ciasną klitką, ale też nie jakieś duże.
I teraz nie wiem czy zabierać kocura ze sobą czy zostawić pod opieką w domu. Cała rodzina się do niego przyzwyczaiła, szczególnie mama. Ale to kocur najbardziej do mnie jest przywiązany, źle znosi moją nieobecność.
Myślałam, żeby umilić mu czas, gdy nas nie będzie w nowym domu (mnie i chłopaka), żeby znaleźć mu kompana/kę. Problem jest jednak także natury takiej, że chłopak nie bardzo inne koty toleruje (mimo że jest wykastrowany). Miałam 2 inne koty w domu- jednego małego dachowca, którego pogryzł po miesiącu bytowania u nas do krwi i oddałam go cioci, bo zrobił się wobec niego zbyt agresywny. Drugi kotem była kotka birmańska mojej koleżanki- miałam ja dwa tygodnie, gdyż wyjechała ona na narty. Kotka była cięższa od mojego kocura o 3 kg i większa, ale bała się mojego kocura. Ale też się nie dawała, kocur nawet zaczął ją szanować i w ostatnim dniu jej bytności u mnie, nawet z nią spał.
Boję się, że jak go ze sobą zabiorę, będzie tęsknił za domem i że nie zaakceptuje kompana/ki. Z drugiej strony on za mną bardzo tęskni, nawet jak nie ma mnie kilka godzin. Ja za nim także i nie chciałabym się rozstawać. Mama za to prosi, żeby jej kocurka zostawić, bo ona go tak kocha...

