U mnie ta kocia chęć pobiegania po śniegu skończyła się tragicznie

. Dla mojej ręki

.
Wczoraj jeden z mojej Trójcy zwiał kiedy domykalismy rozszczelnione okno, więc spanikowana że kotecek zmrozi sobie doopkę, poleciałam za nim ubrana jak chochoł (no, bo ziiiiiiiiiimnooooooooo), złapalam kotecka, który zwyczajnie mnie nie poznał i walczył o życie z tym stworem, co go chycił znienacka i...
Efekt - rany kłuto-szarpane, sina i sztywna dłoń i tydzień L-4. Że o szczepionce na tężec i antybiotyku nie wspomnę

.
A teraz się mizia drań jeden... Wychodzic już nie chce, bo w ogrodzie grasuje straaaaszny potwór
