Na horyzoncie pojawił się domek do Koli. Dziewczynka jest koteczką wyciszoną, chociaż w miarę przybywających gramów, przybywa jej również pewności siebie. Ale mimo wszystko myślałam o domku dla niej raczej bez dzieci. I taki właśnie jest nią zainteresowany. Starsze małżeństwo kochające koty, dokarmiające koty działkowe. Nawet taką trikolorkę chcieli do siebie zabrać ale zaginęła na tych działkach. Zadałam bardzo nieeleganckie pytanie

(zostało mi to chyba wybaczone) o to, kto będzie koteczką zajmował się w przypadku ewentualnych niedomagań zdrowotnych u przyszłych opiekunów. Tak więc rodzina państwa (posiadająca kota) jak najbardziej zajmie się Kolą. No i zawsze, bezterminowo może ona wrócić do mnie.
Przewidujemy adopcję na przyszły tydzień, może już w poniedziałek. Kochane maleństwo z lasu będzie wygłaskane i dopieszczone, bo ja najwięcej czasu spędzam z czwórką moich białaczkowców i dla tymczasków mam mniej czasu. A Kola staje się bardziej ufna, bardziej pewna siebie, nawet wydawało mi się, że są pewne próby mruczenia. Takie cichutkie, ale to już coś.
Oj, ciężko. Jutro Genia jedzie do DS, a za parę dni Kola.