Oto moje futro latem.

Lolka jest znajdą, którą prawdopodobnie ktoś wyrzucił i od początku mieliśmy problemy z nerwami - kot popuszczał przez sen. Z czasem problem się zdecydowanie zmniejszył, co by mogło sugerować, że kiedy poczuła się pewniej, moczenie znikało.
Prawdziwy problem zaczął się tego lata, kiedy Lola była sama przez dwa tygodnie. Dwie ciotki odwiedzały ją dwa razy dziennie, karmiły, głaskały, sprzątały, ale kicia była sama przez większość czasu. Wtedy ciotka zauważyła, że Lolita nie chce jeść (nigdy wcześniej tego problemu nie było). Kiedy wróciłam kot nadal mało jadł, z kuleczki zmieniła się w szczupłą modelkę. Nie martwiło mnie to za bardzo dopóki nie zaczęła wymiotować kilka razy w tygodniu. Wymiotowała czasem włosami (brzuch i wewnętrzne strony nóg wylizała sobie do gołej skóry), a czasami treścią pokarmową. Zaczęły się wizyty u weta. Prawie cały listopad spędziłyśmy w poczekalni u weterynarza. Badania (krew ok), rentgeny 2 x (dwa poważne zaparcia), dwie lewatywy, chyba z pięć kroplówek. Niby nic poważnego, ale kot mi marniał, aż w końcu wkurzyłam się i przestałam chodzić na te codzienne kontrole i kota odżyła bez tego ciągłego stresu. Ale ciągle mało jadła i puszczała pawiki.
Jeden wet doradził mi Feliway (nie podziałał) i Kalm Aid. I właśnie z tym drugim mam problem. Zaczęłam podawać to Loli 7 grudnia i przez pierwszy tydzień nie widziałam efektu. Ale ponieważ czytałam, że efekty mogą być widoczne dopiero po jakimś czasie, dawałam jej przez tydzień. Pod koniec tego tygodnia Lolcia już prawie nic nie jadła i miałam zamiar iść do weterynarza zaraz po przyjściu z pracy na drugi dzień. Poszłam też za radą mojej mamy, która mi kazała "dać kotu święty spokój" i odstawiłam wszystkie leki. A od następnego dnia kot zaczął jeść (fakt, że nie jakoś super i prawie tylko tuńczyka) i nie wymiotował przez następne cztery dni (takiej długiej przerwy między pawiami nie pamiętam). Ale jak nie urok to sraczka, a raczej przeciwnie w tym wypadku, kota przez trzy dni nie robiła kupy, więc zaczęłam w nią znowu wmuszać Bezopet a tak przy okazji wróciłam do Kalm Aidu (przedwczoraj po czterodniowej przerwie). No i wczoraj w nocy był znowu paw ale była też kupa. Dzisiaj były już dwa pawie i totalny brak apetytu, chociaż po drugim pawiu to drugie się trochę polepszyło.
Teraz mam okropny dylemat. Nie wiem co spowodowało polepszenie i późniejsze pogorszenie. Nie wiem, czy pogorszyło się jej bo zaczęłam jej znów podawać KA czy dlatego, że zrobiłam cztery dni przerwy w kuracji
Wiem, że ten post jest baaaardzo długi i jeśli ktoś dotarł do tego miejsca to zasłużył na medal. Być może ktoś z was miał albo słyszał o podobnej sytuacji. Moja intuicja mówi mi, żeby zrezygnować z KA, ale co ja wiem? Wolałabym uniknąć wizyty u weta, bo widziałam na własne oczy, że stres jeszcze pogarsza stan Loli, ale jeśli trzeba będzie, to oczywiście polecę. Żadne pieniądze nie są za duże na leczenie mojego najdroższego futra




