pixie65 pisze:Powiem szczerze, że zdziwiła mnie taka diagnoza i postępowanie lekarza...
Przy niedającym się opanować krwawieniu z nosa i wybroczynach podawać heparynę..?
Czy kot był wychodzący?
Przepraszam za tak późną odpowiedź.
Nie, kot nie był wychodzący.
A co do diagnozy i postępowania - mój kot (Filon) miał w ciągu niecałego roku masę objawów i był prawdę mówiąc nie lada zagadką, ale ostatecznie podejrzewam, że musiał to być nowotwór. Przy Filona historii choroby postępowanie weta mogło być uzasadnione (bądź nie, ale mimo wszystko ufałam 2 lekarzom, którzy się nim zajmowali od początku, i wydaje mi się, że na opolszczyźnie lepszych bym nie znalazła). Bardzo możliwe, że lekarz uznał za bezpośredni stan zagrożenia życia zakrzepy, a nie krwawienie z nosa. Ale to takie "gdybanie"...
A tu po krótce historia Filona od początku jego problemów ze zdrowiem:
Listopad 2010
- wymioty często niemal po każdym posiłku
- bolesność brzucha
- chudnięcie
- pojawił się guzek (ok 0,5cm średnicy, barwy różowej) na grzbiecie
(stwierdzone zapalenie trzustki, po sprawdzeniu poziomu lipazy, która była ponad normę o ok 200%) - początkowe leczenie lekami przeciwwymiotnymi, przeciwbólowymi, żywienie wyłącznie karmą weterynaryjną (RC Sensitivity, Hill's i/d,d/d), w stanach ostrych kroplówki; przez jakiś czas dawały dobre efekty, po około 3 miesiącach zrobiona została laparotomia (+ usunięcie guzka z grzbietu), po której kot był "jak nowy" przez miesiąc, wszelkie objawy ustąpiły...
po miesiącu nastąpił powrót objawów - wymioty, ból, ciągłe chudnięcie, doszedł do tego brak apetytu aczkolwiek po drobnych zachętach kotek jadł, i dalej się bawił
Tak było przez kolejny miesiąc, następnie zorganizowaliśmy (z rodziną) wyprawę do Wrocławia (do przychodni weterynaryjnej przy Uniwersytecie Przyrodniczym) na gastroskopię, po której stwierdzono niedomykalność odźwiernika łączącego żołądek z dwunastnicą - a w efekcie diagnoza - refluks - zalecona kontynuacja dotychczasowego leczenia, bez żadnych modyfikacji.
... znów przez około 2tyg. był spokój, tj wymioty sporadyczne, ale do zniesienia (co oceniałam przez ciągłą obserwację zachowania kota)
Nagle doszło (a raczej zastąpiło na pewien czas wymioty):
- intensywne ślinienie
- niepokój, lęk
- apatia
Walczyliśmy z tym niecały tydzień, po czym objawy na 1-2 dni ustąpiły, by następnie powrócić z jeszcze większym impetem. Z Filona "lało się" już strumieniem, kot był totalnie nieobecny, blady, a miejscami wręcz zażółcony i szybko pojechaliśmy do weta (to była jedyna wizyta u zupełnie innego lekarza, ale który przyjmował również w nocy).
Zrobiona została morfologia, podana kroplówka. Morfologia wykazała drastyczny spadek erytrocytów - zaledwie 3mln, gdzie dodam, że tydzień wcześniej było ich prawie 9!
Po kroplówce Filon lepiej się poczuł, powrót do domu około godziny 5, a po 3 godzinach znów byłam z nim (już u dotychczasowego) weta. Ślinienie znowu wróciło, wet postanowił zadziałać na AUN i podał atropinę, po której kotek miał lekki "odlot", ale wyraźnie było mu lepiej i ślinienie ustąpiło, więc wieczorem tego samego dnia dostał następną dawkę. Natomiast na wieść o wyniku czerwonych krwinek (spadku o 6mln w ciągu 6 dni), lekarze wyraźnie sie zaniepokoili i tu padło pierwszy raz słowo NOWOTWÓR.
Później epizody ze ślinieniem zniknęły, był może jeszcze jeden, ale nieznaczny i juz dokładnie nie pamiętam kiedy. A jeśli chodzi o głęboką anemię i obecny brak apetytu, wdrożona została dieta RC Reconvalescence - na początku same "mleczka", ale Filonowi tak posmakowały, że później juz sam jadł i karmę mokrą z tej serii. Mogę szczerze powiedzieć, że w tamtej chwili ta karma go uratowała, Filon znów odżył (i jadł już tą karmę do końca swoich dni). Po tygodniu od poprzedniej morfologii została zrobiona kolejna, erytrocyty 4mln, na kolejnej jeszcze lepiej - 5.
..... gdzieś tu w między czasie przy którejś z wieeelu wizyt sprawdzony został poziom lipazy trzustkowej - było to ok. 4-5 badanie - i pierwszy dobry wynik.
Od listopada 2010 z wagi 6,4kg do czerwca 2011 do wagi 3,5kg - ostatecznie odzyskał troszkę ciałka i przy ostatnim ważeniu pojawiło sie 4kg.
I wydawało się, że Filon w końcu wygrał, jego cudowna poprawa zakrawała o cud.
Ale niewiele się nią nacieszył i mógł spokojnie spać....
Nie minął tydzień / lub dwa (czas strasznie szybko leci gdy jest się szczęśliwym), gdy w piątkowy wieczór 1. lipca br, wróciłam do domu, a Filon spał sobie smacznie w szafie, z szafy wystawała mu jedynie jedna tylna łapka i ogonek. Przykucnęłam, żeby do niego zajrzeć i dostrzegłam na poduszeczkach tejże "wystającej" łapki zasinienie, wybroczynę było również widać w miejscu gdzie był wenflon a sierść jeszcze porządnie nie odrosła, po chwili zauważyłam że Filon wcale nie śpi smacznie a jest bardzo niespokojny, choć oczy miał zamknięte, ale dość intensywnie wierzgał wszystkimi łapkami, wyginał się i ciągle nie mógł znaleźć dla siebie pozycji. Po dwóch godzinach sine stały się również obie przednie łapki i wszystkie trzy bardzo spuchły, pojawiła się też krew z nosa. Od tego momentu Filon nie mógł przejść więcej niż 3 kroki, po czym upadał z bólu. A dalej w sumie już wiecie...