Jestem pełna podziwu dla wszystkiego o robicie, mam nadzieję, że też znajdę tu pomoc i ukojenie...
Piszę, bo jest mi jakoś ciężko na duszy i emocje mam w rozsypce.
Tydzień temu pochowałam swoją najukochańszą kitkę (była moim pierwszym kotem w życiu), nie mogę się pozbierać. Wczoraj do DS odjechał kocurek, który był u mnie na tymczasie 7 miesięcy i też mi strasznie żal choć wiem,że znalazł wspaniały dom.
I tu tkwi mój problem. Zdarzało mi się parę razy tymczasować ale strasznie ciężko przeżywam później rozstania z tymi kociakami. Z pierwszych trzech kotów jakim dałam DT dwa zostały u mnie na stałe, bo po wydaniu pierwszego tak płakałam, że nie było mowy o oddaniu pozostałych.
Wtedy stwierdziłam, że ja na DT się jednak nie nadaję, ale za jakiś czas trafiła się kolejna"kocia bida" no i jak tu nie pomóc. Potem kocina znajduje dom, ja najpierw się cieszę, ale jak go pakuję to już toczę łzy a na koniec ciężko wszystko odchorowuję.
Wczoraj jak przyjechali po tego tymczasa to się normalnie zawahałam czy drzwi otworzyć. Kocina też był zdezorientowany, w końcu spędził u mnie większość życia (przyszedł w wieku ok. 4 miesięcy wyszedł w wieku 11).
Kotuś trafił do wspaniałych ludzi, ja jak zwykle odchorowuję i jak zawsze sobie obiecuję, że już nie będę żadnym DT ale wiem, że zaraz znowu mnie ściśnie za serce jakaś kocia nędza i znów przygarnę, będę wycierać gluty, latać do weta, kombinować kasę itd.itd.
Kochani, jak wy sobie radzicie z rozstaniami ze swoimi tymczasami, dlaczego ja się rozpadam na kawałki za każdym razem zamiast się cieszyć, że zwierzak znalazł swojego człowieka na zawsze? Może ja już jestem za stara (w końcu jestem panią po 40

Wesprzyjcie dobrą radą albo chociaż dobrym słowem..........