W dniu 26 maja zostałam ponownie kocią mamą.
Mała nevka powiększyła naszą rodzinkę.
Wybrałam ją z pośród 5 małych puchatych kuleczek. Ponieważ nie mogłam się zdecydować czy chcę kotkę czy kocurka, zdałam się na koci instynkt i zdecydowałam, że wezmę tego kotka który do mnie pierwszy podejdzie. Niestety w chwili gdy pojechaliśmy wybrać jednego z pośród całej piątki, wszystkie z pełnymi brzuszkami słodko spały. No więc nie budząc ich usiałam obok i się im przyglądałam jak słodko pomrukują. Więc uznałam, skoro śpią to biorę kociaka który się pierwszy obudzi.... i po jakiś 15 minutach nagle jedno z nich podniosło główkę i spojrzało na mnie szeroko otwartymi niebieskimi oczami. To była ona. Ponieważ była dopiero po pierwszym szczepieniu nie mogłam jej od razu zabrać ze sobą. Wszystkie kociaki wyglądały niemal identycznie, więc moja dostała czerwoną wstążeczkę, a ja musiałam trochę jeszcze poczekać na jej przybycie do nas.
Dzięki temu zyskałam na czasie, żeby odpowiednio przygotować mieszkanie, kupić kocie przybory i jedzonko.
W końcu po kolejnych 3 tygodniach pojechaliśmy po nią. Wrzuciłam do transporterka kocyk i jakieś zabawki i w drogę. Strasznie mi było żal ją zabierać od braci i sióstr z którymi się radośnie bawiła ale w końcu trzeba było.
Było to dla niej nowe środowisko i widziałam przerażenie w jej oczach. W samochodzie usiadłam z tyłu razem z kicią i w drogę. Rozległa się wrzawa, tak przeraźliwej rozpaczy i łkania chyba nigdy nie słyszałam. Po 5 minutach podróży kicia z transporterka wylądowała na moich kolanach i już bez płaczu wczepiła się we mnie mocno pazurkami. Przed nami było do przebycia około 40 km. W trakcie podróży kicia raz spała, raz oglądała nowe obrazy przez okno.
Dotarliśmy do domu. Odbyły się krótkie oględziny mieszkania nosząc kicię na rękach, a następnie pozwoliłam jej samodzielnie zwiedzić nasze cztery kąty. Jednak nie spuszczała mnie ze swoich oczu, najwyraźniej uznała, że teraz jestem jej mamą. Wystarczyło, że na chwilę straciła mnie z pola widzenia i rozlegało się podwójne krótkie miau, miau. Nie takie miauuuu jak kotki robią tylko miau, miau.
Pierwsze jej chwile u nas:

po około 30 min zaczęła u nas brykać jakby tu zawsze była. Jednak uznałam, że na noc jej samej w pokoju nie zostawię (ma zakaz wchodzenia do sypialny


O godzinie 4:00 miałam pobudkę, bo kicia chciała się bawić

Wzięłam urlop na żądanie i zostałam z nią pierwszy dzień w domu.
Jednak trochę przeżyła rozstanie z mamą i rodzeństwem, prawie cały dzień przespała pod barkiem:

Ale już od następnego dnia pokazała nam jaka jest rozbrykana i tak jest do dnia dzisiejszego, z dnia na dzień bryka coraz bardziej.
cdn...