Przepraszam... pragnę podziękować TP za brak dostępu do internetu wtedy kiedy potrzebowałem go najbardziej..
Tygrysiu odszedł z tego świata na wieczny odpoczynek po godzinie 19:20, eutanazja.. Dostał zastrzyk usypiający, który dziwnie zadziałał, kot nie mógł po nim się uspokoić i zasnąć, dostał drugą dawkę. Wet się dziwił, że niespotykane zjawisko, kot się strasznie denerwował, ze stresu dostał siły, dostał szybkiego oddechu... To było straszne.. Tata nie wytrzymał, oznajmił, że musi wyjść, wyszedłem z nim, jako, że sam na zdrowiu jest trochę podupadnięty, nie chciał ryzykować swojego zdrowia. Gdyby to wyglądało tak prosto... Na tą sytuację nie mogliśmy patrzeć dalej.. Mimo wszystko byłem z nim cały czas duchowo, mam nadzieje, że zrozumie..
Alex405, z badań zrezygnowaliśmy, gdy jego stan się pogorszył... Tata o tym zdecydował, od tych kilku dni, źle się czuje, nerwobóle, wszystko z emocji i więzi z Tygryskiem. Są jednak pewne granice i nie chcieliśmy ryzykować, aby z rodziny dodatkowo ktoś ucierpiał..
AnielkaG, nie wiem na ile można stwierdzić poprawność badań, ekg wyszło w normie, był obsłuchiwany, nic nie wskazywało na niewydolność serca, czy niewydolność krążeniową, chyba, że wirus, jak gdzieś czytałem, mógł zacząć atakować resztę narządów i między innymi układ krwionośny.
Z tego co wyczytałem, może coś ominąłem, może się nie znam, wodobrzusze robi się przy niewydolności serca i przy FIPie. Co więcej, było gdzieś wspomniane, że wirus FIP może się uaktywnić podczas najmniejszej infekcji, czy stresie zwierzaka, gdy odporność organizmu jest już wyniszczona. A on osłabił się odkąd dostał lekką narkozę, w celu pobrania próbki płynu z brzucha, od tego momentu stał się strasznie słaby i z dnia na dzień słabł w oczach, strasznie było na to patrzeć.. ale człowiek miał nadzieje, że coś mu jeszcze pomoże. Niestety ani steryd, ani antybiotyki nic nie zdziałały... Współczuje sobie i innym ludziom, którzy za wszelką cenę, chcą wyleczyć kota, który w ich niewiedzy jest chory na FIP, i mimo postępującej choroby nieświadomi skutków utrzymują zwierze przy życiu, bo wciąż mają nadzieje.. To chyba jedna z najgorszych rzeczy w całym postępowaniu poczynając od lekkiej podejrzanej infekcji do decyzji o uśpieniu..
Ostatnia iskierka nadziei zapaliła się u mnie, gdy on bezsilny z otwartymi oczkami leżał w bezruchu i nagle powoli uniósł swoją główkę i spojrzał na mnie, powolnie poruszając oczkami, tak jakby prosił, żebym go podrapał pod szyją, już ostatni raz. Drapałem go dłuższą chwile, a on uparcie utrzymywał główkę, powoli jednak mu opadała.. Wtedy nadzieja zaczęła umierać..
Nawet gdyby to nie był FIP, to pomimo leczenia, coś go strasznie wyniszczyło i nadal wyniszczało od środka, co również wydawało się nieuleczalne, a może to FIP? Na to pytanie nikt nam i szczególnie mi nie odpowie i nikt nie potwierdzi. Od dziś nie chcemy się już denerwować. Przed zabiegiem zażyliśmy nervosol, moje serce kilkanaście minut przed biło jak ogłupiałe, gdy teraz uspokojony tak o tym myślę przeraża mnie to.. Gdybym ja, albo co gorsza tata, nie zażyli czegoś uspokajającego mogło by być niewesoło w skutkach... Teraz co prawda cały jestem roztrzęsiony i serce nadal bije jak oszalałe, jednakże mniej niż bez leku. Cóż to dowodzi jak mocno byliśmy, a raczej jesteśmy zżyci z Tygryskiem, może to z jednej strony dobrze, bo jesteśmy bogatsi o doświadczenie, czegoś nas to uczy w relacjach między ludzkich, na pewno wrażliwości na czyjąś krzywdę, troski i chęci niesienia pomocy, z drugiej strony natomiast, gdy nasz młodszy brat, czyli zwierzak, odchodzi, może to się odbić na zdrowiu, może nie koniecznie młodych ludzi, w tym przypadku na mnie, ale na waszych czy moich rodzicach, na kapkę starszych ludziach, którzy mogą już mieć jakieś uszczerbki na zdrowiu..
Nie wiem czemu tak się rozpędziłem, kolejny wywód z mojej strony..
Najgorzej będzie przeżywać, dla mnie - bo oczywiście mi jest bardzo ciężko zapomnieć o takich rzeczach i nie potrafię nachodzących myśli skutecznie odgonić - kilka/kilkanaście najbliższych dni, może tygodni. Do przezwyciężenia najcięższa będzie rutyna dnia codziennego, gdy Tygrysiu z nami jeszcze był, trzeba zmienić przyzwyczajenia, nastawić się na to, że pocieszne maleństwo, z którym wiele lat się utożsamialiśmy, nie będzie nas witać od progu, gdy tylko wchodzimy do domu, nie będzie nic sobie chrupać suchej karmy, czy wołać o mokrą, grzebać w kuwetce, trzeć się o nasze nogi, radośnie pomrukiwać, sprawdzać dopiero co przyniesione zakupy, przychodzić na kolana, budzić w nocy, nawoływać do pieszczenia i do zabawy, gdy się kula na podłodze... Wszystkiego trzeba się odzwyczaić, aby pomóc goić się świeżym ranom...
Na dzisiejszy, wieczorny natłok myśli, to chyba wszystko... gdybym potrzebował się któregoś dnia wygadać, lub coś dopisać, zajrzę tu. Bo miło było otrzymać tyle ciepłych słów dodających otuchy. Pozdrawiam Was wszystkich i wasze pociechy, oby były zdrowe!
/Niech spoczywa w pokoju