Od pół roku mamy z żoną kota, dachowca wziętego z ogłoszenia. Kot w momencie wzięcia miał ok. 4 tygodni, i do końca grudnia wszystko było w jak najlepszym porządku. Wtedy zsikał się po raz pierwszy na kanapę, natychmiast zaklepaliśmy sobie termin u weterynarza i jeszcze przed świętami go wykastrowaliśmy. Kilka dni po kastracji wyjeżdżaliśmy na Wigilię do rodziców żony, kot wylądował na cztery dni u mojej mamy. Po powrocie zdawało się że wszystko jest OK, aż tu nagle po trzech dniach nasikał nam do łóżka. Wypraliśmy pościel na tyle ile mogliśmy, materac obróciliśmy na drugą stronę, ale kilka godzin później sytuacja się powtórzyła. Przekopaliśmy się przez setki postów w internecie na ten temat i nikt nie znaleźliśmy sensownej odpowiedzi, dlatego przestaliśmy kota wpuszczać do sypialni, co jednak nie jest długofalowym rozwiązaniem - kot gdy tylko dostał się do sypialni to sikał na łóżko.
Wczoraj sytuacja jeszcze się pogorszyła - kot nasikał na moją kurtkę. Dzisiaj to samo - kurtka na chwilę położona na podłodze i zaraz obsikana. Zaznaczę, że to były dwie różne kurtki, jedyne co miały wspólne to właściciela - mnie.
Zaczęliśmy się zastanawiać i wyszło nam, że kot zawsze sikał na tę stronę łóżka, na której spałem ja. Jak kiedyś z żoną się zamieniliśmy od razu zasikał drugą stronę.
I teraz pytanie - czy to możliwe że kot mnie nie znosi? Fakt, że jak coś zbroi to ja jestem wyznaczany do wymierzenia kary (spokojnie, nie jestem sadystą, kilka minut w transporterze, trzepnięcie mu przy tyłku suchą szmatą to mój główny repertuar), ale to chyba nie powód, żeby sikać na moje rzeczy? Też daję mu jedzenie, zarówno puszki jak i łakocie kiedy coś gotuję, głaszczę (choć ostatnio zauważyłem, że niechętnie podchodzi pod moją rękę) etc.
A jeżeli tak to co można z tym zrobić? Są jakieś metody? Oby, bo nie chcemy oddawać tego małego łobuza.
Pozdrawiam