Witam...jestem nową forumowiczką ,która przez własną głupotę (czyli dobre serce) przyniosła do domu zagrzybioną kotką.A w domu mam jamnika i pięknego brytyjczyka, towarzystwo dotąd zdrowe i zadbane. Kotkę wykupiłam od pseudohodowcy, który nie bardzo chce zeznać skąd ją miał, twierdzi tylko, że biedulka zmieniała już 3 razy właścicieli. Dosyć dziwne bo to kotka perska tricolor, piękna i straszny "myziak".Pan trzymał ją od lutego w klatce z brytyjskim kocurem by mu "podrasowała kocieta" ale jakoś bezskutecznie (na jej szczęście!).Jak tylko biedaczkę zobaczyłam wiedziałam, że muszę ją wziąść - wielkie "miauuu" i TO spojrzenie. Stworzonko było zapchlone i jak odkryliśmy po dwóch tygodniach- zagrzybione microsporą canis.Zaraziła jamnika, brytyjczyk trzymał dystans i jakoś mu się udało nie zakazić (dzięki bogom bo to taki wrażliwiec, że gdyby przyszło mi go ogolić to pewnie by umarł...),jest u mojej mamy na kwarantannie. My leczymy zagrzybionych.Z tego co się zorientowałam to leczymy dobrze- Orungal dopyszcznie, kąpiele w szamponie z ketkonazolem,Scanomun na poprawę odporności i Imaverol miejsowo.Do tego szczepionka Biocan M( dla całej trójki).No i jedzenie- RC na skórę i włosy.Oczywiście kotkę ogolono, za dwa dni powtórzymy "golonko".Jest poprawa.Tylko mamy mały problem z uszkami, jakoś ciągle jak mówi moj wet "błoto" w nich jest a stosujemy Oridermyl i mycie Otifree.
I tu mój problem: jak długo jeszcze? Walczymy już ok 5 tygodni.
Nie ma nowych zmian u Fiony( kotka) ale jamnik miał w zaleczonej zmianie jakby wrzód ,który sam pękł i opróżnił sie z krwią i ropą dwa dni temu.NIKT nie opisuje podobnej historii!!Wet też zdziwony.Czy to grzybica?
Poza tą jedną zmianą skóra jamnik ma tylko łyse placki(ok 5-10 mm) a kotka ma pojedyńcze strupki w swoim ok 1 cm futerku( a były...setki).
Czy ktoś może mi powiedzieć jak długo jeszcze będziemy walczyć? Podzieli sie doświadczeniami?
Czy macie nawroty u wyleczonych zagrzybionych?
Boję się ,że zarazi się grzybem moj brytyjczyk.Przeczytałam cały wątek "grzybiczy" na forum,powiało optymizmem, ale wiem jak zakaźnym grzybem jest microspora.
Jestem u kresu wytrzymałości nerwowej, ale przecież nie zwrócę kici do miłego pana hodowcy, na mróz i do klatki z kocurem!
Pana powiadomiłam ,że kotka ma grzybicę i wobec tego zapchlenia pewnie wszystkie jego zwierzaki są chore. Oczywiście zapewnił mnie ,iż są zdrowe...jasne...ale pseudohodowcy to temat na osobny wątek.To, że nie mogę pomóc tamtym kotom też nie daje mi spać po nocach.
Kurczę, kocham tę małą persiunię ale jak pomyślę o brytyjczyku i jego ewentualnym "zagrzybieniu"...to ręce mi opadają!
Pomocy i wsparcia poproszę.
Dobrego słowa...a jeśli ktoś ma pomysł jak namówić pseudohodowcę na leczenie jego kotów...
Pozdrawiam ciepło - adopcyjna mama zagrzybionych!:)