no niestety swoje musiałam odstać, byłam na Paluchu od około 12.20 do 13.40. Najpierw nie było opiekuna kotów, później nie wiedzieli gdzie ten kot jest, później jakiś koleś co roznosił karmę mi powiedział, że ja nie dostanę tego kota, bo on jest chory, ja powiedziałam, że wiem, ma koci katar i ja go chcę. Później dłuuuugooo, dłuuuugo czekałam, aż się naradzą z dyrektorką, przy okazji jej śmignęłam przed nosem i powiedziałam " dzień dobry, to ja chcę wziąć tego chorego pseudo rosyjskiego" no i powiedziała, że ok i do Pana z recepcji " dobrze to proszę jej podać umowę warunkową, zna Pan procedurę" no i poszła. Kazała tylko donieść zaświadczenie o kastracji, a jak będę chciała to Pan w recepcji, młody i miły (nie to co ten od karmy), powiedział, że jak coś to w schronisku jest za darmo kastracja i jakby coś to tu się muszę zgłosić i oni go ciachną.
Jeszcze ostatni raz przy wypełnianiu papierów, mi koleś przekazał od kogoś info " czy wie Pani, że leczenie tego kota to 30/40zł dziennie", ja na to, że tak, tak wiem i tak go chcę. Jak już się zbliżała 13.20 to się zniecierpliwiłam i mówię, że ja o 15 mam wizytę u weterynarza, ten niemiły się zdziwił i powiedział coś w stylu " o kota nie ma, a już wizytę zarezerwowała, no to przynajmniej przygotowana jest" i nie robili mi więcej problemów, Pani weterynarz też była bardzo miła i mówiła, że glut okropny, ale w domu na pewno się poczuje lepiej, bo jednak w schronisku nie ma warunków do wyzdrowienia i duużo stresu.
No a później siedziałam u wetki od 14.40 do 17 coś, bo kotek w stanie krytycznym do pilnej operacji się nawinął, a później w godzinach szczytu jechaliśmy metr za metrem do domku. Byłam jeszcze u mojego weta z pytaniem o leki i dostaliśmy full wypas karmy

Łazienka czekała przygotowana, więc podałam leki i później odczekałam i nakarmiłam pięknisia, bo cały dzień nie jadł, przy okazji sypnęłam mu beta glukan kupiony u Pana weterynarza. MAŁO CO MI RĘKI NIE ODGRYZŁ, tak się rzucił na jedzenie

jakby tydzień nie dostał nic do żarcia, serio! w życiu tak głodnego kota nie widziałam, na wszelki wypadek dałam mu małą porcję, żeby się nie przejadł. A teraz siedzi i popłakuje czasem w łazience, a ja szprycuję się gripexem bo poległam dziś na polu walki i mam gorączkę i typowe objawy przeziębienia. Jest niefajnie, ale za to jakie szczęście!!
uff to napisałam chyba wszystko
