Mam taka przewlekłą tymczaskę - pewnie "prawie rezydentkę". Nuteczka dobrze, niestety, pamieta pierwsze 7 dni w moim mieszkaniu, a ściślej: w mikroskopijnej łazience, kiedy robiłam jej zastrzyki w kark, dawałam różne tabletki i pasty do pyska - od pierwszego momentu jej wzięcia z podwórka. Aby to zrobić musiałam ją mopem wyciągać spod wanny, a ona z przerażenia była cała sztywna, choć i tak próbowała się wyrywać a ja ją na siłe za kark trzymałam i robiłam co trzeba. BYlo to prawie rok temu, dla mnie ciągle koszmar jak sobie przypomnę, dla małej chyba też. Dopiero mniej więcej od maja tego roku zaczęła przychodzić do mnie na głaskanie.
Niestety, u weta jest totalna panika i histeria i ucieczka i bunkrowanie się gdzie się da. Skoczna cwaniara jest bardzo, poza tym ma krótkie i specyficzne futerko i wcale nie jest łatwo ją złapać za karczycho i przytrzymać.
Ma zapalenie dziąseł i chcę jej dawać orozyme. Wczoraj mi się nie udało, a odpuściłam po przeraźliwym wrzasku i pogryzieniu moich rąk do łokci. Wszystkie koty były przerażone i cisza w mieszkaniu była ze 3 godziny.
Ale przecież muszę coś zrobić. Teraz na weta nie mam kasy poza tym wyjeżdżam na tydzień więc i tak jeżdżenie na antybiotyk jest niemożliwe.
Jak podawać pastę, leki nieobsługiwalnemu kotu? Tabletki daję w mokrej karmie, choć z różnym skutkiem, jeśli mają jakis konkretny smak. Pomóżcie poproszę.. jestem załamana..