Agusia i @sica - wielkie dzięki za kciuki!!!
Jeśli to kogoś w ogóle jeszcze interesuje to tak jak pisałam, byłam wczoraj z Guciem u weta.
Jak zwykle nic się w sumie nie wyjaśniło, tradycyjnie skończyło się tylko na domysłach

Rtg, wet na razie nie zlecił ani żadnych innych badań. Sprawdził węzły chłonne i stwierdził, że nie są powiększone

Gardziołko też według niego jest ładne, nie jest zaczerwienione. Temperatury nie ma (termometr wykazał powyżej 37 stopni, chyba 37,7, ale dokładnie już nie pamiętam). Mierzył mu ją niecałą minutę, raptem kilka sekund, więc nie wiem na ile ten wynik jest wiarygodny. Mógł by mi ktoś powiedzieć, jak to naprawdę jest u kotów z tą temperaturą? Jaka jest odpowiednia?
Nie wiem, czy potrafię powtórzyć to, co powiedział wet, ale podejrzewa on nadwyrężenie lub podrażnienie nerwu, który znajduje się w okolicy krtani czy nagłośni, nie spełnia on swojej funkcji i trzeba poczekać ok. 10 dni, a powinno wszystko wrócić do normy. Uważa on, że to żadne zapalenie krtani ani nic podobnego. Jeśli nadal, po tych 10 dniach problem nie zniknie to wtedy mamy się u niego pojawić. Wspomniał, że te inhalacje też mogły trochę mu to podrażnić... W zasadzie to weci z Gdyni wszystko bardzo lekko przyjmują, bo przecież problem nie dotyczy ich własnej osoby... Szczerze mówiąc to mi jest już głupio tam się pojawiać, bo wszyscy, w tej lecznicy, na mnie się patrzą jak na przewrażliwioną wariatkę

Wczoraj te dziewczyny, które asystowały wetowi w trakcie badania tylko głupio się pod nosem śmiały...
Wiecie co, cały czas nie daje mi spokoju tamten dzień, kiedy Gucio miał pobieraną krew. Nie wiem, obawiam się, że ta baba (sorry za wyrażenie, ale naprawdę mnie wtedy okropnie zdenerwowała - mówiąc delikatnie), która pomagała w trzymaniu mojego Skarba podczas pobierania krwi, mogła mu coś uszkodzić. Zachowywała się naprawdę ordynarnie

Gucio wtedy okropnie krzyczał, a ona tak bardzo mocno go ściskała za tą szyjkę, za krtań, aż prawie się zaczął krztusić. Do tego te jej bezczelne słowa - "choć miałbyś się udusić, a my i tak pobierzemy ci krew". Do tego ten jej ton, był taki nieprzyjemny. Później stanowczym głosem powiedziała, że kot jest poprostu za bardzo rozpieszczony (powtarzała to później jeszcze kilka razy)... Jak powiedziałam, że jego to napewno boli to ona na to tym samym tonem odpowiedziała - "nic jego nie boli, to poprostu histeria, jest rozpieszczony i tyle". Boże, a ja się bałam, że ona naprawdę go udusi

W dodatku używała innych niezbyt przyjemnych słów, których nie mam ochoty tu przytaczać. Ona jest tam recepcjonistką. W życiu nie pomyślałabym, że potrafi zachować się tak ordynarnie. Nie wygląda na taką. Nie mam pojęcia, dlaczego tym razem to właśnie ona pomagała. Krew pobierał (co zresztą trawało to bardzo długo) tzw. "pielęgniarz", którego też zbytnio nie lubię. Nie jest on zbyt komunikatywny i miły. Weta przy tym nie było.
Dziwi mnie fakt, że pierwszy zanik głosu, pojawił się krótko po tym jak wróciliśmy z lecznicy, jeszcze tego samego dnia. Może to poprostu zbieg okoliczności, a może nie...? Jak o tym wspomniałam wetowi, właściwie delikatnie zasugerowałam to tylko głupio się uśmiechnął...
Już nigdy, nigdy w życiu, nikomu nie pozwolę tak poniżać żadnego z moich zwierzaków!
Za pierwszym razem kto inny Guciowi pobierał krew, obecny był przy tym wet, ja trzymałam kota, wszystko sprawnie i szybko poszło, a Gucio był bardzo dzielny i grzeczny... zupełnie inna atmosfera niż ostatnio!
Wspomnę jeszcze, że jak tylko maluszka znaleźliśmy (gdy miał ok. 3 miesiący) to podobnie jak teraz nie mógł wydobywać głosiku, ale wtedy, na szyjce miał tak strasznie mocno zaciściętą obrożę przeciw pchłom... do tego był chory... jednak, po pewnym czasie wszystko się unormowało. Nie wiem, może to też ma z tym jakiś związek (z tą krtanią i płucami?). Ktoś mógł mu przecież założyć tą obrożę, jak był młodszy... on rósł, a obroża nie... Może przez to powstał jakiś "niedorozwój" tych narządów? Ech, sama już nie wiem.
Co o tym wszystkim myślicie?
No nic, na razie nie pozostało nam nic innego, jak tylko czekać.
Z Guciem dzisiaj troszkę lepiej niż wczoraj. Nie chcę jednak zapeszać, więc ostrożnie mówię (i po cichu się cieszę), że już trochę ze mną "pogadał" i ciut ładniej pomiauczał, ale niestety, nie odzywa się tyle co zwykle

I ten głos jest jeszcze taki niepewny
Wydaje mi się, że jego samopoczucie, na szczęście jest dobre. Dzisiaj prawie cały czas mnie zaczepiał

Chętnie się bawił (a właściwie były to wariacje

). Dopiero teraz postanowił sobie odpocząć.
Mam nadzieję, że ktoś dotarł do końca. Dzięki za kciuki, które napewno jeszcze się przydadzą - bardzo nieśmiało o nie proszę
Pozdrowionka,
Kate