DZIEŃ I
Operacja została wykonana ponoć bezproblemowo. (ponoć bo skąd mam wiedzieć że na pewno?

DNI II-V
I przez kolejne 4 dni wszystko wydawało się, że jest super. Kicia normalnie jadła, siusiała. Nawet nie drapała szwów. Chodziliśmy z nią tylko raz dziennie 5 minutową drogę na zastrzyk. Minęły więc sobota-wtorek 4) i kicia była spokojna, nie wariowała u weta, choć mieliśmy wrażenie, że mimo wszystko stresuje ją to trochę.
DZIEŃ VI
W nocy z wtorku na środę wyrwała sobie jeden ze szwów. Gdy poszedłem na zastrzyk wszystko było jednak okej. Zero problemów z kotem czy z raną. Wieczorem zauważyliśmy, że ma ją jednak dziwnie nabrzmiałą i postanowiliśmy zapytać o to.
DZIEŃ VII
Kicia tego dnia była już wyraźnie zdenerwowana 7mą wizytą u weta na zastrzyki. Dodatkowo w czasie drogi do weta przez ulicę przejechała śmieciarka wypełniona szkłem i tak na wyboju gruchnęło, że nawet my podskoczyliśmy ze strachu. Kicia dostała już wtedy oczywiście inny, mocniejszy antybiotyk niż ten pozabiegowy. Pani dała jej dodatkowo też zastrzyk ze środkiem przeciwzapalnym. Bo niestety okazało się, że nabrzmiała rana to jakiś stan zapalny. No i od tego dnia zaczął się nasz olbrzymi problem. Niestety niedługo po powrocie kicia zaczęła strasznie gonić i atakować swój ogonek, a w rezultacie pogryzła go aż do krwi. Wyglądało to tak, że ogonek jej drżał, a ona nie wiedząc co się dzieje atakowała go. Poza tym wściekle syczała i atakowała nas przy każdej okazji. Mimowolnie skakało jej też ucho i mięśnie grzbietu. Późnym wieczorem, bojąc się, że zrobi sobie poważną krzywdę poszliśmy do weta, który dał jej relanium i środek przeciwbólowy. Sugerował że to pewnie reakcja na nowy lek przeciwzapalny. Po relanium kotka się nieco uspokoiła i jakoś przeszła noc bez gryzienia się.
DZIEŃ VIII
W piątek rano jeszcze kilka razy się gryzła, ale było już przez cały dzień dużo lepiej. Większość tego dnia przespała. Rano u weta dostała inny, nowy (3 już od operacji) antybiotyk oraz kolejny zastrzyk przeciwzapalny. Ogonek, grzbiet i ucho nadal jej skakało ale jakoś tego dnia na to nie reagowała. Niestety praktycznie tylko raz poszła siusiu i to kiedy to zasugerowałem jej. A pije dużo. Dostała też żel Metronidazol aby smarować ranę (raz dziennie) oraz Unidox (1 tabletka dziennie). Poza tym w pewnym momencie kiedy lizała się, nagle "zablokował" się jej pyszczek. Miała daleko wystawiony język ale nie mogła otworzyć pyszczka. Zaczęła głośno charczeć i wyglądało to jakby się dusiła.
DZIEŃ IX
Wczoraj dostała ostatni zastrzyk przeciwzapalny i ostatni z antybiotykiem. Przez cały dzień w zasadzie nie gryzła się, ale zarówno ogon, ucho jak i grzbiet ciągle czasem dziwnie drżały. Nie widziałem żeby siusiała więcej niż raz. Natomiast w nocy znowu zaczęła wariować. Kolejny atak szału z syczeniem i gonieniem po domu. Atakowała się, nie dała prawie spać i ogólnie była bardzo niespokojna.
DZIEŃ X
I dochodzę do dziś. Kicia nadal czasem próbuje się gryźć. Już bez zastrzyków i wizyty, ale dalej dostaje Unidox i smaruje ją żelem. Kolejny też już dzień (3ci z rzędu) większość dnia przesypia. Więcej niż zwykle spała. Dalej praktycznie nie siusia choć pije dużo. Mięśnie nadal same drżą i denerwują ją strasznie.
Może macie jakieś sugestie, rady itp? Czemu pojawiły się te ataki na siebie, czy można je jakoś wyeliminować? Czy weci mogą być za to jakoś odpowiedzialni? Czy to "zablokowanie się" pyszczka to tylko jakiś przypadek? Czemu niemal nic nie siusia choć kupy robi regularnie?