Ja mam w domu dwóch alergików - męża i syna. I dwa koty. One na szczęście nie mają na nas alergii
Syn jest uczulony na mnóstwo rzeczy, w tym koty (a także pyłki, psy, czerwone wino, brzoskwinie, mango, jabłka - długo by wyliczać). Ale koty obecnie wychodzą mu tylko w testach, nie ma od nich objawów, chyba, że go drapną - wtedy zadrapanie szybko puchnie, trzeba posmarować fenistilem.
Natomiast mąż miał kota w domu rodzinnym i nic. Potem mieliśmy (mamy) perską kotkę i nic. Potem wzięliśmy naszą szylkretkę i ... zaczął się dusić. Trwało to ok. dwóch miesięcy, zrobił testy, które potwierdziły alergię. Już mieliśmy czarną wizję szukania domu, ale ciągle odkładaliśmy tę decyzję, mąż brał Zyrtec i jakoś to szło. A następnie kot dorósł, a mężowi alergia wziewna przeszła
Teraz ma tylko swędzenie, jak bydlaczek ociera się o jego twarz pyszczkiem (a właściwie wargami i zębami, tak bokiem, wiecie, jak koty to robią). Trzeba to szybko zmyć i tyle.
Dlatego uważam, że alergia na koty jest często demonizowana.