Owocem wizyty, poza miłymi wspomnieniami, jest kilka zdjęć koteczki.
Nie ma ich wiele - bo kotka troszkę się zestresowała aktywnością (wybitną dzisiaj) mojego potomstwa.
Ale w zaciszu łazienki dała się wymiziać (co za pieszczoch!
) i pstryknąć kilka fotek. Niestety, jakoś tak się złożyło że prawie na każdym ładniejszym i wyraźniejszym zdjęciu Marlenka ma zamknięte oczy od flesza - bo normalnie wytrzeszczała te swoje, cudnej urody pomarańczowe oczęta 
Oto koteczka w całej krasie
Jest takiej nieco orientalnej, cudej urody. O niezwykłym umaszczeniu - czekoladowo dymnym? Ciężko mi to opisać, ale pewnie ma swoją fachową nazwę
Portret na którym widać kawałek oka
A oczy Marlenka ma piękne niezwykle.
Piękna jestem niesłychanie




