Proszę państwa!
Zaraz minie rok, odkąd znaleźliśmy kotki w garażu.
Tak wyglądałem jako 3tygodniowy kociak:

Tak wyglądam jako roczny kocur:

Tak wyglądał Tajfun:

A wyrósł na takiego profesora:

Jest u nas baaaaardzo wesoło z 3ma kotkami (ciocia aktualnie pracuje poza domem i Tajfun pomieszkuje u nas)
Jemy sobie Sanabelle Grande, bo moja kotka nauczyła chłopaków, że jedzenie się połyka a nie gryzie
Sikamy WSZĘDZIE gdzie się da, choć jesteśmy wykastrowani.
Przez ten czas zostaliśmy wykastrowani, Prezes miał zdeformowane żebro, było RTG, na nim nie wyszło nic złego (październik?) aktualnie żeberko jest prawie proste! Poza tym raz w piękny niedzielny poranek stłukł łapkę tak, że byłam pewna, że to złamanie, na szczęście okazało się silnym stłuczeniem.
Zakwasy w rękach to później miałam, bo tę całą nieszczęsną niedzielę nosiłam go na rękach razem z termoforem (trząsł się - z zimna? z emocji? z bólu?), na szczęście pani wet przyjechała do nas w niedzielę i łapka szybko doszła do formy.
U Tajfuna do 10 kwietnia nie było nic poważnego, niestety w tym dniu został paskudnie potraktowany przez psa sąsiadów - na szczęście wet pod domem był czynny. rana została zszyta praktycznie odrazu, teraz odrasta mu już sierść, szwy wyjęte.
Jest kotem ryzyka, bo wychodzi na zewnątrz, ale jest przecudowny.
Od paru dni wychodzimy na "popas" wszyscy.
3 koty (Tajfun i kocica luzem - Tajfun umie, a kocica jest gruuuuba i wolno biega, poza tym wie, że jak coś, to ucieka się do domu

, Prezes na szelkach - niestety, jest zbyt szybki i nieprzewidywalny, może mi zwiać np na ulicę, więc on na sznurku) i pies

Jestem z nimi cały czas, więc mam na nich oko. Nie zostają bez opieki.
Powiem Wam, że jak miałam 3 lata jedną kotkę, to tak nie pałałam miłością do kotów.
Odkąd mam Prezesa i Murziłkę (i Tajfuna w porywach) nie widzę świata poza kotami, poza dogadzaniem im.
Spędzam GODZINY przy netowych sklepach zool, wybieram karmy, ciasteczka, żwirki, zabawki...
Futra "wstrętne!"
