iza71koty pisze:Tak takie teorie sa zbyt ryzykowne. Zwłaszcza dla ludzi na wsiach. To młyn na wodę.Oni mają często dostatecznie wycofany swiatopogląd.Po co jeszcze dawać im do myślenia.Trzeba powiedzieć jak jest. Maluszki maja kk. Sa chore. Musza dostac antybiotyk razem z matka, bo ssą matkę i będa się nawzajem zarazać.KK jest bardzo ryzykowny, bo małe moga stracić wzrok przecież. Trzeba jej powiedzieć, zapakować kocią rodzinkę i uciekać stamtąd co sił w nogach.
Na pewno jej to nie przekona, dla nich to bez znaczenia czy one sa chore i coś im zagraża

Dwa lata temu u mojej sąsiadki w oborze też były małe kociaki, karmiły je dwie kotki, bo dwa dni wczesniej od jednej kotki nagle zaginął cały miot. Jak to moja sasiadka powiedziała , może kocur je zagryzł albo kuna
Maluchy miały chore oczka, szczególnie jeden, prosiłam zeby pozwoliła mi zabrać maluchy, że wylecze je i znajdę dom ale absolutnie nie pozwoliła. Powiedziała, ze córka przemywa im oczy rumiankiem (oczywiscie to było kłamstwo dla nich koty nic nie znaczą, maja tylko łapać myszy), przekonywałam, że to za mało, ze koty musza dostac antybiotyk, nie dała sie przekonać. Zachowywała się niczym pies ogrodnika
Wyprosiłam więc, zeby pozwoliła mi chociaz je leczyć i w ten sposób przez dwa tygodnie trzy razy dziennie przychodziłam do stodoły leczyć kocie oczy. Oczywiscie nie czuła sie w obowiązku partycypować w kosztach leczenia
Kotów było trzy, dla dwóch miała dom a trzeciego....ukradłam jeszcze zanim tamte dwa wzieli ludzie

Nawet zaczęła mnie podejrzewać, ze to ja ale całkiem gładko się wyłgałam

To mój Synuś , wyadoptowałam go ale wrócił z adopcji po dwóch tygodniach i został już u mnie na stałe, zresztą to nie pierwszy kot od sasiadki, wczesniej znalazłam Julka ze złamaną nogą , tez jest u mnie i oczywiście sąsiadka o tym nie wie.
Jesli chodzi o sterylizacje dorosłej kotki, też bym nie liczyła , że sie zgodzi, gdy ja zaproponowałam sterylizacje, mój sasiad, który akurat był w oborze i usłyszał powiedział do mnie - "pani Iwono niech pani te muchy wykastruje bo tyle tego tu lata"

Więc nie licz na wiele , ludzie na wsi inaczej "to" widzą, mimo, ze moi sasiedzi maja czworo dzieci , wszystkie juz maja ponad 20 lat, sa wykształceni ale myslenie maja takie jak rodzice , niestety

a mnie postrzegają jak jakąś zakręcona wariatkę, co z miasta na wieś przyjechała i "światopogląd" chce im zmienić

Tylko sprytem można pomóc tym kociakom, "po dobroci" nie da rady. Sami nic nie zrobia ale pomóc też nie pozwolą.
My do mojej sasiadki chodzimy po mleko (najczęściej dzieci i bacznie sie rozglądaja czy przypadkiem nie ma maluchów), czasami nawet nie potrzebuje mleka ale idą, robie tak co najmniej trzy razy w tygodniu a koty, których nigdzie nie widać nagle wyrastaja jak spod ziemi, bo wiedza, ze dostaną jedzenie. Sasiadka już nie protestuje bo wie, ze i tak bede je dokarmiała. Moze jeszcze kiedyś uda mi sie doprowadzic do sterylizacji, ale to i tak bedą juz zupełnie inne koty, rotacja jest duża
