Wiec moze zaczne od poczatku... w domu kotow nigdy nie bylo i byc nie mialo. Od zawsze byly psy, az pod koniec wrzesnia nasza najkochansza 12letnia jamniczka zmarla z powodu komplikacji pooperacyjnych.
Pusto strasznie w domu sie zrobilo ale nie chcielismy juz psa bo wydawalo nam sie ze kazdego porownywalibysmy do Zuzi. No a o kocie wogole nikt nie myslal. Az ok 20 pazdziernika dowiedzialam sie ze po moim osiedlu blokaja sie dwa strasznie male kotki. (pomagam w organizacji ratujacej zwierzeta z mojego miasta wiec dzwonilo do mnie pare osob z ta informacja) Po zaangazowaniu calego osiedla 22 pazdziernika znalazl sie, ale niestety tylko jeden. Bury kocurek, 3 tygodniowy, ledwo chodzil ale byl przy tym strasznie uroczy. Mial zostac na noc a pozniej trafic do kojcow ktore mamy dla znalezionych zwierzat, bo bylam pewna ze ojciec kaze mi sie z kotem wynosic czym predzej z domu...jak ja sie mylilam ;p Po tym jak wrocilam ze szkoly ojciec oznajmil mi ze zaprzyjaznil sie z kotem i moze tak bysmy sobie go zostawili, bo zimne noce, on taki malutki, jak to go do kojca? Byl jeden warunek...na imie mial miec Nergal (ojciec zapalony historyk i metalowiec, wiec wiadomo skad imie
Tak sobie zylismy az wkoncu na wielkanoc tego roku mielismy jechac do Niemiec do mojej cioci. Oczywiscie ze zwierzetami, bo nie mial kto z nimi zostac, choc nie usmiechala nam sie 8 godiznna podroz pociagiem z kotem i 5 szczurami (bo one tez z nami mieszkaja). Nergal napoczatku nie byl przekonany przez dwa dni co do cioci, jej dzieci itd ale pozniej przyzwyczail sie i nawet zaczal bawic sie z psem. Az po 4 dniach pobytu ktos otworzyl drzwi pod nasza nieobecnosc i kot zniknal. W domu zapadla grobowa atmosfera, wydrukowalismy ulotki, powrzucalismy do skrzynek na listy, porozwieszalismy ogloszenia, podzwonilismy do wszystkich sasiadow, znajomych, schronisk, weterynarzy, na policje itd. Pare razy dziennie chodzilismy wolajac naszego kota. Po kocie ni widu ni slychu przez 6 dni. Az wkoncu musielismy wracac, ciocia zawiozla nas na dworzec, wracajac do domu zauwazyla jakas kupke szarego futra na trawie przy drodze. Okazalo sie ze to Nergal, 6 dni spedzil oddalony o pare metrow od domu a jednak ze strachu nie wychodzil. Byl odwodniony, wychodzony z ranka na glowie, schudl 700gram. Dostalismy smsa ze kot sie znalazl, wiec niezastanawiajac sie wsiedlismy do innego pociagu ktory znow jechal w kierunku cioci i pojechalismy po kota. Przez to ze musielismy tu zostac jeszcze tydzien a z moim szczurem bylo cos nie tak, pojechalismy tu do weterynarza w poniedzialek, a tam przywital nas snieznobialy, rozowonosy, niebieskooki kastrat. Od pani wet dowiedzielismy sie, ze znalezli go na krzyzowce, jest gluchy i szuka domu. Zakochalam sie i trulam wszystkim w domu. Tak ich zasypalam argumentami, ze wczoraj wieczorem trafil do nas
Nergal wczoraj na niego warczal, syczal, dzis nie, ale nie wyglada na zadowolonego. Ile wam zajelo laczenie kotow?
Ufff...rozpisalam sie, podziwiam tych ktorzy przebrneli ;p

