asiulek1706 pisze:Kotka miała sterylkę przed samymi świetami, potem jeszcze przez jakis czas jezdziłam z nią na zastrzyki, antybiotyki+przeciwbólowe, później już nic nie dostawała. Wyniki były robione na czczo, byc moze podjadała w nocy suchej karmy, ale od rana w każdym razie nie jadła juz nic Krew pobieranabyła ok godziny 11.
Ja już sama nic z tego nie rozumiem

dlaczego drugi z rzędu Wet twierdzi, ze wyniki są za wysokie i konieczne są dalsze działania? Nie wiem juz co robic

ciągnąć tą diete czy nie? ehhhh...
Jak to dlaczego? A jak sądzisz, z czego weci, koncerny farmaceutyczne i koncerny żywnościowe mają kasę? Z uczciwości i umiejętności radykalnego wyleczenia naszych zwierzątek? Uchachacha!
Schemat podstawowy jest prosty: przychodzi przejęty opiekun do weta (najlepiej przy okazji kastracji, bo to radykalny krok i łatwo wcisnąć kit przty jego okazji), dostaje reprymendę, że źle żywi kotka i powinien kupować odpowiednio zbilansowaną karmę (na razie bytową), bo inaczej robi kotu śmiertelną krzywdę. Opiekun kotka kocha, więc się przejmuje i kupuje. Po kilku miesiącach wraca, bo kot ma struwity. Dostaje furę leków, karmę (tym razem już leczniczą), która ma zakwaszać mocz, zostawia kasę, oczywiście, za kilka wizyt, nie za jedną... i po kolejnych kilku dniach/tygodniach wraca na dalsze leczenie. A potem na kolejne, i kolejne, i kolejne. Sypią się coraz to nowe organy, trute "zbilansowanym" (ekonomicznie, dla producenta) białkiem... roślinnym. Bo tańsze, dlatego daje się je w przewadze do karm dla kotów, chociaż tak naprawdę szkodzi - kot jest mięsożercą i białko roślinne jest dla niego nieprzyswajalnym odpadem, który obciąża nerki i wątrobę. Mamy chorą wątrobę - interes się kręci. Potem padną nerki - no to opiekun kupi renala... A Ty, jak widzę, wskoczyłaś od razu na górną półkę. Dieta lecznicza przy okazji sterylki - fiu, fiu, pogratulować wetowi tupetu.
Poczytaj sobie te materiały. Otwierają oczy na wiele spraw związanych z żywieniem kota. Jest tam też dobra instrukcja czytania i interpretowania składów z opakowań. Baaardzo pouczająca lektura.
http://chatul.pl/viewforum.php?f=45I wątek, który poleciła Sylwka, długi, ale wciąga. O karmach wątrobowych też jest. Gwarantuję, że to świństwo z wyższej półki.
I nie piszę tego bez pokrycia, bez własnych doświadczeń.
Niestety, straciłam kota, bo pewna wetka zrobiła mi wodę z mózgu podobnie, jak weci próbują robić Tobie.
Po 12 latach naturalnego karmienia kotów przestawiłam 3-kotne stado na zalecane karmy ( w tym weterynaryjne). Najstarszy przypłacił tę rewolucję życiem, dwa młodsze zdążyłam z powrotem przestawić na "starą" dietę, zanim podzieliły jego los, bo problemy ze zdrowiem zaczęły się w ciągu trzech miesięcy po przestawieniu na "zbilansowane" karmy.
Co ja bym zrobiła na Twoim miejscu - przede wszystkim zaczęła zdrowo żywić kota. Ale tak naprawdę zdrowo, nie wg. weterynaryjnego prania mózgów. Wg instrukcji i porad z tych linków. To naprawdę procentuje - przekonały się o tym dziewczyny, które w desperacji nieustannego lecznia i błędnego koła karm weterynaryjnych wreszcie przestawiły koty na BARF.
A swoją drogą - wysterylizowałam w ostatnich latach trochę kotek. W różnym wieku i stanie zdrowia, również w wysokich ciążach. U różnych wetów. Tylko u jednej wetki musiałam jeździć po zabiegu na dodatkowe antybiotyki (ale to taka wetka, co lubi dręczyć koty bez potrzeby

, a zabiegi były dla dziczek, z kasy miejskiej, więc nie miałam wyboru). Jeśli kot jest zdrowy, a sterylka zrobiona czysto (mam tu na myśli higienę przy zabiegu i umiejętności weta), to żadne dodatkowe antybiotyki i środki p/bólowe (czyli NLP, nefrotoksyczne!) nie są potrzebne. Kotki po zabiegach u naszej wetki już na drugi dzień uprawiały wspinaczkę i biegi po drapaku, bez żadnych konsekwencji zdrowotnych (no nie, ja się stresowałam, że coś sobie
pourywają - ale nie pourywały

)