No i po koszmarnej nocy i jeszcze bardziej koszmarnym dniu wczorajszym mam dość mojego kotaaa................
Wczoraj Azor na moich oczach nasrał do kuwety na mega rzadko i zamoczyły mu się obie tylne łapki i kawałek ogona, moja reakcja "o k...a", ale tak spokojnie to powiedziałam, bez krzyku, po prostu w myślach miałam perspektywę mycia kota i jego wrzasków...
Azor czyta w myślach, bo miauknął do mnie i spierdzielił do dużego pokoju... Wczoraj po jego sprincie krajoznawczym wyprałam dywan, kanapę, pościel, poduszki do kanapy, maskotki Łukaszka, świeżo zdjęcie panie z suszarki, bo leżało na łóżku naszym... (Właśnie piorę koce i pościel synka czeka w kolejce...) Na sam koniec wyprałam kota niestety siłą, do tego czasu przebywał zamknięty pod prysznicem, średnio mu się to podobało, ale cóż... Rzecz się wydarzyła około 14 wczoraj, więc wieczorem podałam mu wątróbkę kurczakową drobno posiekaną i wszystko ok, już tak nie sra...
No była koszmarna, całą noc z uporem strasznym wchodził za półkę z RTV i bawił się kablami, albo nas gryzł, dziecko zamknęłam na noc w pokoju, bo go budził...
No i mąż mi zrobił awanturę pt. to Twój kot, albo będzie normalny albo coś z nim zrób...
No to mówię, że jak Łukaszek będzie rzygał i nie będzie spał całą noc to też mu tak powiem...
Jestem matką, mam cierpliwość, ale przez wczoraj i dzisiejszą noc mam kryzysik, postawicie mnie do pionu?





