Mam pewną znajomą osobę, która zajmuje się hodowlą dachowców: od kilkunastu lat świadomie adoptuje kocice, które równie świadomie rozmnaża (reguluje cykl przez pigułki), zaś wszystkie kocięta z wszystkich miotów znajdują ciepły dom jeszcze nim się narodzą, oczywiście dzięki staraniom tejże osoby. Jest to osoba nydzwyczaj uwielbiająca koty i szczególnie dbająca o nie (regularne szczepienia i stała kontrola u weta). Wszystko byłoby w tej idylli naj, gdyby nie przekonanie tegoż hodowcy o konieczności poszanowania kociej natury, którą ma być przyrodzone pragnienie wolności. Toteż osoba ta preferuje wypuszczanie kota "w teren". Nie byłoby w tym także nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jest to mieszkanie w bloku, na osiedlu (właściwie na skraju) obok którego tuż "pod nosem" przebiega dookoła dwupasmowa obwodnica (tiry itd.) Niestety żadna z kotek tej osoby na przestrzeni lat nie dożyła starości, wszystkie po długim lub krótkim życiu zginęły pod kołami samochodów na owej, b. ruchliwej szosie (po głębokiej i autentycznej rozpaczy tejże osoby następuje przygarnięcie następnego kotka do adopcji i tak w kółko) Osobiście, tę nieodpowiedzialną i skandaliczną postawę traktuję analogicznie do sytuacji, w której puszcza się kota na niezabezpieczony balkon na wysokości 9 piętra. Co na ten temat twierdzą Szanowni Forumowicze?
