Oj to mnie zmartwilas!

- Szusza urodzil sie na wsi i pierwsze 7 tygodni zycia zyl najpierw w domu, a potem na wolnosci ( ale pod dobra opieka ludzi). Od momentu kiedy zamieszkal z nami nie wychodzil praktycznie przez pol roku i nie bylo problemu. Ale kiedy zaczal usilnie domagac sie wyjscia, a jednoczesnie dorosl na tyle , ze zaczal wskakiwac na porecz odkrytego balkonu ( pobyt na oszklonej czesci, mimo ze zrobilam mu tam " tron obserwacyjny" nie zadawala go w pelni)- co przyprawilo mnie niemal o zawal, a Szuszy wykluczylo mozliwosc przebywania na nim ( musimy zabezpieczyc go najpierw jakas siatka), zlamalismy sie pare razy i zabralismy na krotkie spacerki na dwor. Niestety nie na smyczy, wiec sila rzeczy pobyty nie byly dlugie ( do momentu, kiedy zaczynal przejawiac wzmozona ruchliwosc

). To najpewniej zaostrzylo jego apetyt na swobode. Jestem w wielkiej rozterce - czy w przyszlosci konsekwentnie odmawiac mu takich malych przyjemnostek ( ze wzgledu na konsekwencje) czy dawac mu sie uprosic od czasu do czasu ( kupic szeleczki i smycz???). Oczywiscie, jesli po kastracji problem sie nie rozwiaze .