Pierwsze dni, spędził na spaniu, przyglądał się nam tylko ze zrezygnowaną i trosze nieufną miną ....jakby sobie myślał " po co się angażowaći tak długo tu nie pobędę". I to jego zrezygnowane pysio- nie chciał się bawić, nie chciał byc brany na kolana .
Po jakimś pierwszy raz wskoczył w dzień na tapczan, potem zaczął "walczyc" ze Steafankiem - z nami dalej sie nie zaprzyjaźniał. Wydawało się, ze juz taki "zdystansowany" pozostanie. Nie moglismy zrobić nic innego jak zaakceptować ten sposób bycia.
I wtedy pewnego wieczoru kiedy TZ siedział przy kompie, a Rudolf zwyczajowo koło krzesełka - Paweł " siłowo" umieścił go na swoich kolanach. I to był strzał w dziesiątkę !!!!!!! Rudolf od nowa " nauczył się" lezenia u człowieka. Lubi czasami jak sie go podnosi i na te kolana kładzie - ale ja mam wrażenie , ze nie chce mu sie wskakiwać na nie z racji swojej " baryłkowatości"

Niedawno okazało sie, że ma swoją ulubone zabawkę - sa to pocięte papierki - więc pracowicie przygotowujemy mu je od czasu do czasu:) Jakiez tu wtedy gonitwy i szaleństwo się dzieją.
No i dzis ......to bodnięci i to miauuuuuu.........aż się wzruszyłam
