Adopcja poszła jak z płatka.
Kicia przyjechała do mnie rano 0 6.30 i za 10minut już jechałysmy do Wawy.
Koteczka miauczała okropnie. Chciała wydostać się z koszyczka za wszelką cenę. Z nerwów pogruyzła w strzępy podkład seni (coś a`la pampers tylko płaski) którym koszyk był wyłozony. Drobniutkie pyłki waty do dzis fruwaja mi po aucie:)
Przekazanie kotki odbyło sie na Ochocie , na ul. Barskiej przy Polypharmie gdzie pojechałam zakupic Hill`sa.
Koteczka od razu wywołała okrzyki zachwytu ze strony nowej mamusi i zadowoloną minę nowego taty. Przełożono ja do drugiego kontenerka a ja zadzwoniłam do Joanny, której obiecałam bezpośrednią transmisję z przekazania kotki.
Po 5 minutach wszyscy juz wiedzieli, że cała operacja zakończyła się szcześliwie. Kot pojechał do domu.
Wieczorem dostałam sms`a, ze kicia nie chce jesc i fuka na kota-rezydenta.
Przed chwila dzwoniłam do nowych rodziców kici i podobno wszystko jest ok. na rezydenta nadal fuczy ale juz cos zjadła. Na razie chodzi po domu i zwiedza. Do ludzi przytula sie i mruczy. Jest nieźle.
