Jestem szczerze powiedziawszy z lekka już rozdrażniona. Powiem Wam czym i dlaczego.. Jak niektórzy z Was może kojarzą - 2 listopada zaadoptowałam dwie kotki - Psotkę i Frytkę (kiedyś Jukę - imię trzeba było zmienić ze względu na lokatorkę o imieniu Julka - podobieństwo fonetyczne.. a poza tym ta chudzinka wygląda autentycznie jak frytka

No i zaczęły się oczywiście płatności.... Na dzień dobry - 30 zł od zwierzaka za wizytę (czyli w sumie 60 zł). Potem już tylko 10 zł od zwierzaczka. Młoda, sympatyczna, z podejściem do kotów, wetka - zajęła się nimi. Ale - przerwała po 2 dniach leczenie antybiotykiem... A tak nie powinno być, prawda? (choć przyznam się po cichutku, że już nie mam pieniędzy.. więc i tak bym nie mogła kontynuować leczenia...) Niemniej obie - wyglądają zdrowo, nie mają gorączki, mają apetyt, bawią się itp. Zostaje mi tylko odrobaczenie Fryci, bo ma pasożyta wewn.
Ale - szczerze powiem - stałam się nieufna co do wetów.. Czy znacie Wy może jakichś DOBRYCH, tanich wetów, przyjmujących w centrum Wrocka?
Będę wdzięczna za namiary.
A poza tym, mam pytanie...
Moja Psotka jest prześlicznym kotem, widać, że była u ludzi, którzy o nią dbali. Niemniej jednak - rzuca się na jedzenie i, brzydko to określając, żre jak świnia. Widzę jak przybiera na wadze! Jestem przerażona - co robić?!