Nigdy więcej...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon paź 06, 2003 11:54

Kasiu,
dobrze rozumiem Twoje rozgoryczenie.
Przy weterynarii na Ks. Mieszka również jest hote. Nie widzę w jakich warunkach trzymane są koty (mogę tylko podejrzewać, mając w pamięci jak postapili z Juniorem w szpitalu), ale psy... Są to kojce (ja w schronisku ), psy widze często stoją uwiązane na smyczach przy klatach. Szczekanie, psi płacz.
Ja osobiście mam ten luksus, że moje diabły nie zostają nigdy same - mieszkamy z moimi rodzicami, którzy są na rencie. Ale nawet gdyby nie oddałabym nigdy do hotelu, mając na uwadze schroniskowe przejścia - Axla - i czas który tm spedził. Podejrzewam, że zerce by mu pękło z bólu. I dlatego, albo nigdzie ni wyjeżdżamy, alebo bierzemy Go ze sobą (albo wracamy po trzech dniach, bo ja ciągle wiszę na telefonie i rycząc staram się dowiedzieć, dlaczego nie zjadł, dlaczego na specer nie chce wychodzić).

Basia_G

Avatar użytkownika
 
Posty: 8744
Od: Śro paź 02, 2002 15:33
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon paź 06, 2003 16:47

Byłam dzisiaj w Azorku odwiedzić Kajtka i oto jaką opowieśc usłyszałam.
Znajomy azorkowej wetki, p. Beaty, wyjeżdżał na miesiąc do Stanów. Tak się złozyło, że nie miał z kim zostawic swojego kota.
Chodził po znajomych, prosił, oferował pieniadze. Nikt nie chciał.
Zdesperowany facet postanowił zaryzykowac; kupił worek 15-kilogramowy suchej karmy i kilka duzych worków zwirku. Karmę rozsypał w kuchni na podłodze a żwirek wysypał do wanny ( zatkanej uprzednio korkiem :roll: ). Krany w kuchni i w łazience odkręcił na tzw. ciurkanie. I poleciał za ocean.
Po miesiącu wrócił. W progu powitał go spasiony, zadowolony kot.
Największy problemem okazało się uprzątniecie wanny...

Kasia D.

 
Posty: 20244
Od: Sob maja 18, 2002 13:40
Lokalizacja: Lublin i okolice

Post » Pon paź 06, 2003 17:00

8O :lol:
Obrazek Obrazek

migaja

 
Posty: 12414
Od: Pon maja 06, 2002 15:54
Lokalizacja: Warszawa - Mokotów

Post » Pon paź 06, 2003 17:04

Kasia D. pisze:Byłam dzisiaj w Azorku odwiedzić Kajtka i oto jaką opowieśc usłyszałam.
Znajomy azorkowej wetki, p. Beaty, wyjeżdżał na miesiąc do Stanów. Tak się złozyło, że nie miał z kim zostawic swojego kota.
Chodził po znajomych, prosił, oferował pieniadze. Nikt nie chciał.
Zdesperowany facet postanowił zaryzykowac; kupił worek 15-kilogramowy suchej karmy i kilka duzych worków zwirku. Karmę rozsypał w kuchni na podłodze a żwirek wysypał do wanny ( zatkanej uprzednio korkiem :roll: ). Krany w kuchni i w łazience odkręcił na tzw. ciurkanie. I poleciał za ocean.
Po miesiącu wrócił. W progu powitał go spasiony, zadowolony kot.
Największy problemem okazało się uprzątniecie wanny...


Dla mnie jest to jednak historia mrożąca krew w żyłach! 8O Dziwne dla mnie jest to, że nikt nie chciał przyjść przynajmniej popatrzeć, czy nic kotu nie jest (nawet za pieniądze, trudno mi w to uwierzyć... chyba, że facet ma tylko wyjątkowo bogatych znajomych). Ja bym mimo wszystko w takiej sytuacji zdecydowała się na hotel (po uprzednim sprawdzeniu).
Obrazek

Niki

 
Posty: 191
Od: Czw sie 28, 2003 18:10
Lokalizacja: Gliwice

Post » Pon paź 06, 2003 17:13

Paczus okropnie teskni kiedy zostawia sie go 'u siebie' i to z 'jego babcia', nie wyobrazam sobie co by zrobil w hotelu :( ciekawe jakby nas przywital, o ile uprzednio nie zaglodzilby sie na smierc :? Wspolczuje przezyc Tobie i kiciawkom...
Ewelina i...
Obrazek

Kiara

 
Posty: 5697
Od: Nie mar 02, 2003 13:18
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon paź 06, 2003 17:16

Niezla historia, ze sie ten kociak nei przejadl... :roll: ja bym sie bala tak kociaka zostawic.

ara

 
Posty: 3709
Od: Czw sie 14, 2003 14:58
Lokalizacja: Londyn

Post » Pon paź 06, 2003 18:48

My ostatnio, kiedy wyjeżdżamy na weekend, Szarkę zostawiamy z moimi rodzicami - przyjeżdżają do nas z Lublina, pochodzą sobie po mieście, odwiedzą rodzinę, "nie wchodzą nam na głowę" (to dla nich ważne). Kota głównie siedzi na regale, w wersalce albo w szafie i przez cały czas nie wydaje z siebie głosu.
W ten weekend jednak rodzice nie mogli, więc poprosiliśmy o pomoc teściową. Radziłam jej, żeby po prostu ze dwa razy do Szarki zajrzała, ale ona wolała zabrać kotkę do siebie ("nie mam czasu tak jeździć"). W efekcie kota dwie noce miauczała, teściowa musiała z nią spać, co nie przynosiło zbyt wielkich efektów, a jak przyjechaliśmy, żeby ją zabrać (teściowie nie są w stanie złapać jej do klatki), przywitał nas miauczący przeraźliwie tapczan. Teściowa stwierdziła, że następnym razem jednak będzie do nas jeździć.
Deli

Deli

 
Posty: 14572
Od: Nie cze 29, 2003 11:14

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 69 gości