Koty siedzą w cisnym szklanym pomieszczeniu po papudze, mają kuwete w której jest więcej kup jak piasku, nic do jedzenia a nawet do picia bo marna resztka wody jest zabrudzona piaskiem. Kociaki smutnie patrzą przez szybke na ludzi oglądających. Pytałam pana o rodowody. Koty oczywiście ich nie posiadają i pan wytłumaczył to tym że nie wolno im sprzedawać kotów z rodowodami - powiedział to tak jakby koty te specjalnie nie miały rodowodów bo wtedy oni nie mogli by ich sprzedać. Były tam dwa białe "persiki" (po 400zł), "syberyjska" szylkretka z białym (600zł) oraz wychudzony kotek "syjamski" z półdługą sierścią (za 500zł).
NAJŚMIESZNIEJSZE JEST TO że ten kompetentny pan próbował mnie przekonać że te koty są rasowe bez rodowodu, a kiedy mu powiedziałam że tylko rodowód jest poświadczeniem rasowości i że nie jest to kot syberyjski to on powiedział że po rodowodowych rodzicach więc ma prawo sie tak nazywać.
Dużo sie pisało na forach o sprzedawaniu kotów w sklepach ale pierwszy raz widziałam to na własne oczy. I taka mnie złość na przemian z ogromnym żalem bierze....
Na pewno porozmawiam z panią z zielonych i postaram sie skontaktować z TONZ, niech coś zrobią bo świadomość że te koty są tam w takich warunkach mnie wykończy.....















