
Dziewczynka, jako około miesięczny kociak została wypatrzona na azbestowym dachu starego budynku, łaziła po nim nie wiadomo jak długo, raczej nie za długo bo była w całkiem dobrej formie jak na taką przygodę, jednak pewnie kilka godzin to było tym bardziej że samo jej ściganie nie było łatwe, przemieszczała się, dach azbestowy, nie dało się na niego wejść, widziałam filmiki z tej akcji

Nie wiadomo jak się na tym dachu znalazła - ale o ile nikt jej nie wrzucił na niego - co byłoby już naprawdę szczytem czegokolwiek jednak pomysłowość ludzka nie zna granic (chyba że wypadła jakiemuś drapieżnikowi?) - to prawdopodobnie urodziła się pod nim i pierwsze tygodnie tam spędziła a potem jakoś wylazła na dach i już nie potrafiła wrócić.
Mimo zostawienia koteczki po nakarmieniu na trochę w pudełku w pobliżu szopy i jej miauków - kotka-matka się nie pojawiła, próby znalezienia ew. reszty miotu też nic nie dały.
No i w skrócie - koteczka przyjechała do nas.
Było wszystko super, kotka ładnie rosła, jadła - tzn. trochę mnie niepokoiło że je nieco za mało na raz jak na kociaka w tym wieku i ma ciemny kał ale rosła, w małych porcjach ale częstych zjadała rozsądnie, pasożytów nie miała, była wesoła niesamowicie, pomysłowa a bardziej martwił nas kształt jej czaszki bo była bardzo okrągła, była niewielka możliwość że malutka ma wodogłowie lub jakiś zespół genetyczny - jednak z czasem ten kształt się zmienił na prawidłowy - wszystko było super.
Ale niedawno kotka nagle dostała epizodu dziwnej trzydniowej falującej gorączki z zaburzeniami chodzenia, zarzucało jej chwilami tył, tylne łapki jakby osłabły, bez żadnych innych objawów.
Ja od razu FIP oczyma wyobraźni zobaczyłam, zresztą nasza wet też, wiadomo, kociak, gorączka nie wiadomo dlaczego i nie reagująca za bardzo na leki, objawy neurologiczne (?).
Od razu badania krwi, kału - wszystko idealne, poza niedokrwistością lekką. Elektroforeza też nie FIPowa absolutnie. Testy negatywne.
No normalnie okaz zdrowia z lekką niedokrwistością mimo iż krew pobierana w czasie gorączki.
Wet nas wysłała na usg - do tego czasu objawy minęły bo trwały niecałe trzy dni - ale poszliśmy, na wszelki, wiadomo.
A tam... niespodzianka

Uszkodzona trochę zapalnie wątroba, uszkodzona trochę zapalnie trzustka, powiększona śledziona, jakieś zapalne ogniska w jelitach ale najgorszy żołądek - z takimi nadżerkami że widać je w usg.
Ale to wszystko wygląda jakby coś się zadziało dawno a ona to przeżyła i to co widać to już konsekwencje tego (w wątrobie i trzustce) - bo w krwi enzymy wątrobowe ok, nie ma żadnych wymiotów, biegunek, bólu brzuszka etc.
Gorączka, te dziwne objawy mogły być wynikiem chwilowego zaostrzenia, jakiegoś nadkażenia zmian albo były zupełnie nie związane z tym co wyszło w usg.
Powtórzyliśmy badania krwi - niedokrwistość taka sama (niewielka), rozmaz manualny czysty, PCR na hemobartonelozę negatywny. Mimi dostała lek osłaniający śluzówkę żołądka - już 2 dnia chciała dużo więcej na raz jeść (póki co je nadal często ale po trochę) a kał zrobił się o wiele bardziej brązowy, wygląda na to że podkrwawiała trochę z tego żołądka

Nie wiemy co jest przyczyną problemów (obecnie tylko na wyniku z usg i w badaniu krwi) - mi staje przed oczami ten azbestowy dach i ryzyko że malutka jako maluszek pyłu z niego się najadła trochę (szczególnie prawdopodobne jeśli urodziła się tuż pod nim), moja wet nie jest do tej teorii przekonana ale to taka nasza wymiana opinii czysto akademicka, bo nie da się tego sprawdzić.
Ale stąd moje pytanie - może spotkaliście się z przypadkiem kociaków, kotów, urodzonych w takich warunkach. Czy odbiło się to na ich dalszym życiu?
Szczególnie martwi mnie hmmm... potencjał rakotwórczy azbestu
