karola7 pisze:Wiem, że odpowiedzialność jest po mojej stronie, nie chcę jej na nikogo zrzucać, ale wątpliwości jest masa, tego chyba nie da się uniknąć.
Wczoraj byłam bardzo zmęczona i być może źle to ujęłam. Nie chodziło mi o odpowiedzialność bo wiadomo, że ta spoczywa na opiekunie i tylko.
Chodziło mi o porady, pomoc - tego, mimo najszczerszych chęci nie sposób Ci zapewnić. Bo jak? Chodziło mi też o Twoje samopoczucie, o Twoje rozważania i myśli. Chciałam powiedzieć, że i na to nie ma lekarstwa. Bo jakiej decyzji byś nie podjęła, to zawsze niestety przyjdzie niechciana myśl - a może gdybym postanowiła inaczej, może to by coś zmieniło. Ja się nie potrafię przed czymś takim obronić i nawet po latach wracają do mnie pytania na które nie ma odpowiedzi, one mnie tylko dręczą nie przynosząc nic. To przed tym chciałam Cię jakoś przestrzec, choć wiem, że to działa jakoś obok naszych chęci
I rozumiem doskonale ten galop myśli, te rozważania co do decyzji - czy była/jest dobra, czy zła. Na takie pytania nikt Ci nie odpowie, nawet Ty sama na nie nie odpowiesz
karola7 pisze:Kasia Balcerak mówił wyłącznie o leczeniu objawowym (może można je nazwać paliatywnym właśnie, nie wiem) powiedział, że koty na takiej terapii mogą sobie jeszcze dobrze, w komforcie żyć. Powiedział, że bierze pod uwagę opis usg wykonywany przez Gierulskiego, ale to co się widzi na usg to też kwestia operatora, że być może on zobaczyłby coś innego albo inaczej.
Zapytaj wprost. Poproś o badanie specyficznej lipazy, najlepiej ilościowe. Zapytaj o enzymy trzustkowe (choć nie we wszystkich przypadkach się je stosuje).
Największy błąd jaki zrobiłam przy Dżygicie, to zamiana Balceraka na Charmasa i nie mogę sobie tego darować. Balcerak proponował terapię podobną do tej dla Loli, Charmas przeciwnie. Efektem było 3 miesiące karmienia strzykawką, złudne nadzieje, kot chowający się przed nami, po prostu dramat. Nie mogę sobie darować tego, że najprawdopodobniej zamęczyłam go terapią, która nic nie dała i nic dać nie mogła. Wierzyłam, że z tej walki wyjdziemy zwycięsko, ale nie wyszliśmy okupując to tylko naszym rozdarciem, naszym miotaniem się i męką Dżygita. Dlatego wiem jak trudne są to decyzje. Nawet teraz trudno mi o tym pisać. Każdy przypadek jest inny, prawdopodobnie przypadek Loli różni sie od przypadku Dżygita, ale nieustannie mam w tyle głowy, że zupełnie bez sensu zafundowałam mu takie opresyjne i w efekcie bezsensowne postępowanie.
Trzymajcie sie