Witam. Od urodzenia wychowuje się z kotami. 3 z nich jako już wiekowe koty, odeszły w tamtym roku. W 2016 przygarnąłem buro białego kocurka. Aktualnie mam 4 koty, jeden ma 13 lat, drugi 7, trzeci około 10, a ten o którym teraz piszę ma 9. Przechodząc do rzeczy, mam koty wychodzące. Mieszkam na wsi, warunki nie sprzyjają temu, żeby trzymały się domu. Zamontowaną mam klapkę, dzięki której koty wychodzą i wchodzą kiedy chcą. Nie chciałem im tego odbierać, jako iż wszystkie są już wiekowe i od zawsze wychodziły na dwór. Mam też psy, które też wychodzą przez klapkę, ale jednak one nie zapuszczają się poza ogrodzenie.
No więc, mój 9 letni kocurek, jednocześnie mój najlepszy przyjaciel, zawsze wychodził na dwór, jednak wracał po kilku godzinach. W piątek prawdopodobnie wieczorem wyszedł i nie wrócił na kolejny dzień, co nigdy mu się nie zdarzało. Jest wykastrowany, więc opcja, że poszedł na kotki odpada. Na szczęście z nocy niedziela/poniedziałek około drugiej wrócił do domu (zamartwiony o niego nie spałem). Wrócił jednak bardzo dziwnie się zachowując. Był bardzo osłabiony, nie chciał jeść i tylko się napił. Stwierdziłem, że może jest zmęczony, bo niewiadomo jak daleko się zapuścił, więc zamknąłem się z nim w pokoju, aby nie wychodził i poszedłem spać. Rano jednak jego stan się nie polepszył. Pojechałem więc do weterynarza. Weterynarz stwierdził u niego odwodnienie oraz 40 stopni gorączki, nic go nie bolało oprócz dolnej części pleców. Podał mu leki przeciwgorączkowe i elektrolity. Wróciliśmy do domu, trochę odżył, ale nie wypróżnił się ani nie sikał. Zjadł odrobinkę, ale nie pił.
Na kolejny dzień (11 marca) znowu był tak osłabiony. Nie polepszyło się mu. Rano tylko odrobinę się wysikał, ale nie napił się, ani nic nie chciał jeść. Pojechałem znowu do weterynarza. Tym razem miał 41 stopni gorączki. Weterynarz podał mu elektrolity i coś jeszcze niestety nie pamiętam co, chyba znowu coś przeciwgorączkowego. Pobrał mu też krew. Jak wróciliśmy do domu był troszkę żywszy, ale pod wieczór znowu zrobił się osłabiony. Dodam też, że przez cały czas leżał i spał, pierwszy raz też spał ze mną w łóżku, co nigdy mu się nie zdarzało, bo po prostu tego nie lubił. Jesteśmy jednak ze sobą bardzo zżyci. Zawsze mnie przytulał kiedy widział, że tego potrzebuję, a teraz to wsparcie ja daję jemu, chociaż daję mu też przestrzeń, bo mimo tego, że jest skory do pieszczot, to jednak po dłuższym czasie już nie chce.
Dziś rano (12 marca) przyszły wyniki. Okazało się, że ma bardzo uszkodzoną wątrobę i trzustkę. Nerki jednak wyszły dobrze. U weterynarza wyszło mu, że ma 37 stopni, czyli temperatura bardzo mu spadła… Dostał zastrzyki elektrolitów. Dostał też jakąś mieszankę witamin i minerałów chyba zastępujących jedzenie do mieszania z wodą, którą ostrożnie podaję mu do ust strzykawką oraz leki na wątrobę. Lekarz podejrzewa zatrucie, jednak niewiadomo czym. Napewno nie jest to trutka dla szczurów, ponieważ w moczu nie było krwi i nie wymiotował ani nie załatwiał się z krwią. Nie wymiotuje, ani nie ma biegunki. Dalej się nie wypróżnił, nie wysikał, nie zjadł nic ani nie pił, oprócz tych witamin które mu podaję. Jutro znowu jadę do weterynarza. Czy macie jakiś pomysł, czym mógł się zatruć? Czy jest dla niego jakiś ratunek? Co powinienem o tym myśleć? Kocham go nad życie i ciężko byłoby mi sobie poradzić z jego stratą, dlatego będę walczył.
EDIT!: Minęły 2 godziny odkąd wrzuciłem tego posta. Przed chwilą zwymiotował, w wymiocinach nie było krwi, chociaż nie jestem pewien. Nie będę wrzucał tego tutaj, bo może inni źle na to zareagują, dlatego w razie czego podeślę na pv. Zrobił też kupę, ale ona jednak wyglądała bardzo zdrowo i normalnie. Jednak dalej się nie wysikał.