dzień dobry wszystkim.
bylam już kiedyś na tym forum, ale nie chce wracać do tamtych wątków, historia kotów niestety skończyła się niesamowicie smutno.
dużo czasu minęło,teraz mam własne futro.
znaczy miałam dwa. i miałam też chłopa, ale po bardzo długim związku, w zeszłym roku rozstaliśmy się i podzieliliśmy futra.
do tej pory jestem zdania że kot nie wyszedł jeszcze z depresji, ale to oczywiście nie jest o tym.
tak naprawdę trzeba się cofnąć wiele lat wcześniej, kiedy zdiagnozowano u mnie zaburzenia nerwicowo-lękowe.
przyspieszając do zeszłego roku, kot wymagał leczenia dentystycznego, usuwania kamienia i 3 zębów. przez tydzień praktycznie nie spałam, wyobrażałam sobie najgorsze scenariusze, po pobieraniu krwi i czekaniu na wyniki myślałam że zemdleje ze stresu, dzień zabiegu to samo, popłakałam się w przychodni tak byłam zestresowana (wszystko się dobrze skończyło, wyniki badań też ok)
no i jesteśmy teraz.
moim największym problemem jest to, na ile pewne rzeczy występowały wcześniej a na ile coś się pojawiło kiedy zostaliśmy sami z futrem.
pierwszym stresem było poświstywanie przez nos i takie okazjonalne głośniejsze sapanie (np przy zasypianiu) - ogólnie raczej sporadycznie się to zdarza, poświstywanie było czymś akurat stałym, praktycznie od zawsze (kot jest nosicielem herpesa, z odpornością różnie, kiedyś uderzył się w nos).
drugim stresem był nieustabilizowany apetyt, z tym że to na szczęście też już się wyrównało.
w grudniu stres sięgnął zenitu, kot brzydko zaczął kaszleć (jednorazowa akcja) ale zabrałam do weta, żeby się uspokoić. nadmienię również że nie mam prawa jazdy i to też mnie stresuje.
na miejscu kot osłuchany, obejrzany, obmacany, infekcji nie stwierdzono, osłuchowo lekkie szmery- ponoć typowo herpesowe i bez powodu do paniki.
i teraz jesteśmy dzisiaj.
od paru tygodni futro miewa czkawki.
zdarza się że codziennie, ale raczej co kilka dni. trwają po max 20-30 sekund, są bezgłośne, maksymalnie naliczyłam jakieś 7 „czkniec”. czasem po jedzeniu (to wiem, że normalne), czasem po myciu futra (też nie ma tu dużo zdziwienia), ale czasem jest to kompletnie z niczego.
ja, oczywiście, jak możecie się domyślać, świruje. wszystkie najgorsze lęki wychodzą mi na wierzch. zwlaszcza ze jestem bez samochodu, a kot ma chorobę lokomocyjną, więc jakikolwiek transport jest męką (nawet 5 minut do weta taksą lub kiedyś samochodem).
możecie się również domyślać że już przeczytałam caly internet na temat czkawki u kotów i nie wiem - czy to co ma Futro to już powód do paniki? czy taka ilość czkawek to dużo? poza tym kotu nic się nie dzieje - jest nieco wybredny jedzeniowo, ale apetyt w normie, aktywność/spanie w normie, lubi poganiać za smaczkami (za wędką niekoniecznie) - ogolnie poza tym naprawdę wszystko w normie. poza wagą może - 6 kilo to dosyć solidny kotek.
kot niewychodzacy (tylko na klatkę schodową), niestety już dawno nie odrobaczony (to moj pierwszy trop czkawkowy), z gęstym futrem (to moj drugi trop). poza tym jest absolutnie przekochany, kocham go nad życie.
nie wiem co wlasciwie chce uzyskać tym postem. na pewno wygadac sie, moze troche uspokojenia. wiem ze pogonicie mnie do weta, ale strasznie nie chcialabym go ciągnąć, on to bardzo potem przeżywa (ja też)
dziękuję za wszystko co napiszecie.