Dzień dobry ☺️
Moja kotka Coco ma rok i 4 miesiące. W sobotę rano znaleźliśmy mocz na kanapie. Uznaliśmy to za przykry wypadek. Po obiedzie okazało się, że był to napad padaczkowy, ponieważ powtórzył się - kotka oddaje mocz, ma ślinotok i drżenie żuchwy. Początkowo pojawiał się niepokój, uciekanie po domu. Myślałam, że kotka chce zwymiotować. W sobotę taki atak powtórzył się w nocy. W niedzielę ataki się zagęściły, co 4 godziny, kontakt telefoniczny z lecznicą i wizyta na poniedziałek. Miała pobraną krew, dostałam pojemniki na zbiórkę kału. Weterynarz wykonał USG brzucha z badanie ogólne kota - wszystko idealnie. Dostaliśmy relanium w razie potrzeby do podania doodbytniczo. W nocy znów ataki ze ślinotokiem. Podałam Relanium. We wtorek wizyta u weterynarza - przed wizytą atak drgawek. U weterynarza podano relanium dożylnie 0,5mg. Otrzymałam leki - Levetiracetam oraz Gabapentynę. Wyniki krwi dobre, czekamy na wyniki toxoplazmozy. W domu podałam tabletki, atak z drgawkami nie powtórzył się, ataki są jakby łagodniejsze bo Coco nie ucieka i nie traci świadomości - ślinotok, czasami odgięcie tułowia do tyłu a czasem prostowanie przednich łapek.
Jesteśmy umówieni na jutro na wizytę u neurologa i w razie potrzeby tomograf lub rezonans głowy.
Piszę żeby podzielić się historią i dostać jakieś rady bądź słowa otuchy... Bardzo się boimy o naszą Coco.
Między atakami jest normalna i domaga się jedzenia. Kupkę robi. Odkąd bierze leki to trochę nieporadny chód, weterynarz mówi, że po Gabapentynie.