Dziś dowiedziałam się że kotka którą do mnie jakiś czas temu podrzuciła inna kotka wolno żyjąca będąca jaj matką, ma świerzbowca usznego.
Kotka była wiele razy u weterynarza i nikt jej nie zaglądał do uszu. Dopiero teraz dowiedziałam się że ona to ma i że pewnie ma od małego jak się stykała z tymi dzikimi kotami.
Sytuacja wygląda tak że te wszystkie kotki wolno żyjące na pewno już się od siebie tym pozarażały.
Teraz nie mogę leczyć tej kotki którą zdiagnozowano dzisiaj, ponieważ diagnoza ta nastąpiła dopiero podczas zabiegu chirurgicznego i trzeba trochę odczekać z tego powodu.
Martwi mnie to jak mam przeleczyć te kotki wolno żyjące. One nie pozwolą sobie smarować uszu ani zakrapiać. Może podczas jedzenia jak podejdą do misek udałoby mi się zakropić im karki takim spot onem, ale nie wiem czy wszystkim się uda, bo niektóre boją się jak się zbliżam do nich.
Nie jestem pewna też czy mogę sobie sama kupić taki preparat? Bo weterynarz może powie że skoro nie badał tamtych to nie przepisze mi ani nie sprzeda.
Patrzę na taki firpomax ale nie wiem czy na świerzbowca usznego działa, bo w opisie pisze jakoś ogólne. Mam nadzieję że nie okaże się że będę musiała wydać na to majątek, bo już bardzo dużo wydałam i trochę mnie to wszystko przeraża. Mam odbyć jeszcze 2 wizyty pooperacyjne z kotem i też pewnie nie będą za darmo.
Może ktoś wie czy ten preparat o którym wspomniałam nadawałby się, albo może czy jest jakiś inny w przystępnej cenie. W lecznicy to ze mnie pewnie zedrą, nawet za taki sam preparat. Musiałabym kupić dla 7/8 kotów więc pewnie trochę wyjdzie.