Dwa miesiące  -  dwa tysiące 
Dawno nie pisałam, pomysłów na teksty się nazbierało  -  bo nieprawda, że na emeryturze ma się dużo czasu. Zdecydowanie nieprawda. 
Może teraz trochę pisaniny nadrobię, bo grafo-mania mi wraca. Zacznę od tego kota ze zdjęcia -  z przyczyn bardzo prozaicznych  -  kończymy leczenie, będzie faktura. Niemała. A na koncie pustki…. Może pomożecie…. 
Tak pisałam w sierpniu 2022, tekstu nie dokończyłam… Bo jakieś depresyje wczesnojesienne mnie dopadły, a może lenistwo? Teraz pora. 
Ab ovo:
Jest 2022.06.05, dzwoni nieznana mi, bardzo zdenerwowana osoba  -  jakiś blok, daszek nad wejściem do klatki schodowej, na daszku kot bez połowy głowy. Kot wchodzi z tego daszku do mieszkania przez okno, trzeba tam jechać, zabrać go, ratować. Aha. Proste. Wejść ludziom do mieszkania, zabrać kota i już. 
Ciekawe, kto tak wysoko ocenia moje możliwości i daje mój prywatny telefon? Niedziela, więc wyjątkowo nie UMŁ. 
Jadę, kot siedzi na daszku, wygląda hmm nieciekawie, pukam do mieszkania, mówię, po co przyszłam  -  pani zwabia kota z daszka do mieszkania. Tłumaczy, że kot nastoletni, wychodzący, potrafi znikać na kilka dni  -  i właśnie wrócił po takiej wycieczce, że jutro wet, na razie przemyli ranę preparatami z domowej apteczki, Mówię, że nie wygląda to ładnie, lepiej nie czekać, solennie obiecuję, że kota oddam  -  i oddam po wyleczeniu. Odjeżdżamy. Po drodze kotuś rozwala mi w  samochodzie transporter, pani jeszcze dzwoni, że kot jest na karmie indestinal.
A żeby nie było  -  rodzina nie jest obojętna na kocie losy, to właśnie oni, jak się potem okazało, daaawno temu znaleźli Miaukuna z połamaną łapką i szukali dla niego pomocy  -  vide tekst „Złamana łapka”. Trochę było z tym zamieszania, trochę się powkurzałam, ale pomocy szukali, obojętnie nie przeszli.
W lecznicy spore zainteresowanie  -  tak potężnej rany dawno nie widziano. Odcięcie wiszących farfli ze skóry i sierści sklejonych ropskiem, dezynfekcja rany, kroplówka, leki  -  jest bardzo silny stan zapalny, gorączka, rana się ślimaczy  -  na tę chwilę tyle można zrobić  -  i kotek zostaje w szpitaliku.   

 * 

Na razie w gustownej apaszce  -  ochroni ranę przed rozdrapywaniem, śliska kręci się wkoło kociej szyjki przy szarpaniu pazurkami. Po kilku dniach rana chirurgicznie oczyszczona, zszyć nie ma jak  -  nie ma skąd wziąć skóry na zamianę za odcięte „warkoczyki”. Trzeba mozolnie pobudzać proces zarastania…. 
Przy okazji narkozy kotuś traci kilka zębów i pomponiki. 
Jest bardzo grzeczny, spokojny, bez wielkich protestów znosi codzienne zabiegi  -  2x dziennie ma zmieniane opatrunki żelowe i przemywaną ranę. Je z apetytem, podkarmiany i głaskany przez wszystkich z lecznicy. 
Nie martwcie się, że tak mocno zabandażowany  -  po każdej zmianie opatrunku lekarz albo technik robi kocią paszczą „am-am”  -  żeby sprawdzić, czy się otwiera tak, by kotek mógł wygodnie jeść swoje weterynaryjne chrupki i dietetyczne przysmaczki.      

 * 

Rana ciągle podkrwawia… Tak ma być, przy każdej zmianie opatrunku trzeba dobrze, ale wygląda paskudnie i groźnie. 
Po 10ciu dniach kotek może przejść na opieką ambulatoryjną  -  czyli zabieram do go domu  -  odnajduje się od razu, wybiera wygodne miejsce na łóżku, wygrzewa się na balkonie. Trochę sobie kiepsko radzi z jedzeniem w kloszu, nie łapie, że trzeba klosz ustawić tak, by miska była w środku, pcha go w chrupki, przesuwa miskę, wysypuje. Chrupki to chrupki, gorzej z wodą  -  u mnie duże michy, szklane  –  ciężkie  -  ale daje radę je przesunąć, przechylić, wodę wylać, wspólnie z reszta stada rozdeptać ją po całym mieszkaniu… 
Dzielny kotek.   

 * 

Rano sama zmieniam opatrunek  -  teraz na coś w rodzaju siatki nasączonej wazeliną, a wieczorem jeździmy do lecznicy  -  tam kolejna zmiana opatrunku + prysznic laserowy. I tak codziennie do końca czerwca…. 
Maść  -  najlepszy byłby solcoseryl. Ale od dwóch lat nie produkują. Początkowo próbujemy avilin, ale wiecie, jaki jest  -  maże się, klei. Pani w aptece doradza karnosil.    

 * 

W lipcu już spokojniej  -  zmiana opatrunku raz dziennie, laserek najpierw co dwa, potem co trzy dni. Trochę mi lżej  -  bo codzienne wizyty w lecznicy to spore duże obciążenie…
Opłaciło się  -  kotu, nie mnie. Bo niżej widać, jak rana wyglądała w końcu czerwca, w połowie lipca i jak wygląda w sierpniu. Lepiej, prawda? Ja niestety gorzej  -  dwa miesiące intensywnego leczenia, koszty  -  prawie 2 tysiące..        

 * 

 * 

A wystarczyło kotka wykastrować  -  wcześniej. Za jakieś 200zł, jedna, może dwie wizyty… Bo te rany to skutek kocich walk  -  głębokie, zakażone bakteriami z kocich zębów. Przez wąskie rany po zębach krew nie wypływa, nie oczyszcza rany  -  głęboko w mięśniach tworzą się potężne ropnie, pękają  -  i mamy to, co mamy. 
Ratowałam już koty z ranami po kocurzych walkach -  to wcale nie są rzadkie przypadki. Dlatego może nie fundujcie takich przygód swoim kotom, wykastrujcie je. Owszem, nadal będą się awanturować, przeganiać obce koty, może nawet będą się bić  -  ale nie TAK. Nie na śmierć i życie. Ot, pokrzyczą, może skubną się za uszy  -  ale nie rozprują sobie gardeł.
Niżej zdjęcia trzech takich przypadków  -  a było ich niestety więcej….
Dlatego kastrujcie swoje koty, dla ich dobra. I dla swojego  -  leczenie zwierzaków jest bardzo drogie, nie ma weterynaryjnego NFZ, nie ma recept ze zniżką….      

 * 

 * 

Kot za kilka dni wraca do właścicieli   -  mam nadzieję, że będziemy w kontakcie tak, jak przez cały okres leczenia  -  prawie codziennie są pytania o samopoczucie kotka, opowieści o jego historii, również opowiadania o życiu  -  opiekunów. Nie cytuję ich, są zbyt osobiste, a kot jest obecny we wszystkich. Widać, że bardzo go kochają i że jest dla nich bardzo ważny. 
Regularnie dostawałam jego stare zdjęcia  -  oto dwa z nich:   

 * 
A ja poproszę bardziej niż zwykle  -  bo to tylko jeden z ciężkich i kosztownych przypadków, z którymi zetknęłam się w ostatnich miesiącach, o pozostałych napiszę wkrótce   -  71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat  -  łódzkie koty. 
PS  -  wprosiłam się w odwiedziny do Fokusa w środku października 2022  -  zobaczyłam zadowolonego, pięknego kota. Chyba mnie pamiętał i nie wspominał źle  -  pozwolił się pogłaskać, posiedział na kolanach. Nadal wychodzi  -  teraz nie musi wspinać się po ścianie, ma wygodną drabinkę. Ale wychodzi rzadko i na krótko  -  szwędacz po kastracji znikł. Z opiekunami jestem w stałym kontakcie, co jakiś czas piszą o nim i przysyłają aktualne zdjęcia  -  ostatnie z 2023.01.16.      

 * 

 * 
