Czy Wasze koty na początku spacerowania, a może później, irytowały się, a jeśli tak jak to wyglądało? Czy minęło?
Pytam, bo mój trzeci rezydent był nauczony życia na zewnątrz, niestety z uwagi na jego charakter i nawyki, a także warunki nie może być kotem wychodzącym. Nie jest mu z tym dobrze i ciągle wystaje pod drzwiami, jęczy na parapecie itd. Problem nasila się latem kiedy czuje fajną aurę dobiegającą zza okna, jest pobudzony, zirytowany albo wręcz przeciwnie - mało się rusza, nic go nie ciekawi. Jakiś czas temu kupiłam więc szelki i wychodzimy, ok. 30 minut rano i wieczorem, spacerujemy po działce. Niestety kot w losowym momencie zaczyna warczeć, wokalizować, próbuje mi się wyrwać i musimy kończyć spacer, bo obawiam się ataku złości i że wyjdzie z szelek (taki charakter, jest dość awanturniczym kotem).
Zastanawiam się czy chodzi o to, że coś go trzyma (szelki), słyszy moje kroki i wie że za nim idę, czy jest jeszcze inny czynnik. A może potrzeba czasu i przy regularnym wychodzeniu problem kiedyś minie? Czy w momencie gdy następuje to warczenie i ogólna irytacja powinnam kończyć spacer czy wręcz przeciwnie?
Nie ma szans, żeby wychodził bez kontroli, albo szelki albo całkowite niewychodzenie

