Dzień dobry. W niedzielę (08.08) kot uległ wypadkowi w wyniku czego musiał mieć amputowany ogonek. Został mu mały kikut i myślałam że na tym się skończy przygoda, ale Tadziu w przeciągu trzech dni zmienił się w małego trupa. Schudł, przestał jeść i dużo pił. Co najlepsze (a w sumie to najgorsze) że był pod opieką weterynarza prowadzącego (to do nich trafił po wypadku). Kontrole były co 3 dni. Kot się smarka, leci mu z oczu, więc poprosiłam żeby zajęli się również tym. Ale chyba mnie nawet nie słuchali, bo dostał jakieś dwa zastrzyki, nikt go nie osłuchał, nie obejrzał. Skasowali należność i kazali przyjechać jutro. Ale jakoś mi to nie dało spokoju, że mu się nie polepsza, więc pojechałam do weterynarz na wsi, skąd pochodzę. Przyjął mnie od ręki, osłuchał, obejrzał ogonek i stwierdził, że ładnie zasycha. Dostał antybiotyk i mieliśmy przyjechać dzisiaj. No ale dla pewności zadzwoniłam do swojego weterynarza, u którego leczę moje domowe pasożyty. Pojechaliśmy, obejrzał go z każdej strony i zauważył, że coś cieknie.. Okazało się że z ogona.. Jestem załamana. Jeżeli nie uda się tego wyleczyć to trzeba będzie skrócić ogon to samego tyłka..
Dla wyjaśnienia - kotek przychodził do mnie od jakiegoś czasu, próbowałam znaleźć mu bezpieczny dom, ale nikt go nie chciał, więc go wykastrowałam i karmiłam jak mogłam.. I teraz stało się tak. Oczywiście wiem jakie jest ryzyko kotów wychodzących czy wolnozyjacych, ale nic nie mogę zrobić. Może w obliczu tej tragedii ktoś postanowi się nim zaopiekować. Dostałam propozycje DT, ale babka która to załatwiła była jakaś dziwna, nie chciała mi podać numeru ani adresu do tej kobiety, która miała sprawować nad kotem opiekę. Dodatkowo miałam go uszykowac z jedzeniem, kuweta, transporterem i przekazać "poserednikowi" oraz miałam zabierać go gdy oni będą chcieli wyjechać.. Jak będę miała możliwość to wstawię zdjęcie jak to wygląda, ale nie za dobrze chyba. Jutro będzie morfologia.
