No to Hendryk pojechał, niezbyt daleko co prawda.
Spakowałam go ze wszystkimi jego "dostatkami". Kuweta, żwirek, wędki, ukochany kartonowy drapaczek, karmy, leki na start, rozpiska rozrysowana graficznie na pięć stron, jakie karmy i skąd, jakie leki, kiedy i na co. Produkowałam się trzy i pół godziny, chyba już mieli dość
Zamówiłam mu jeszcze karmy z zooplusa, to w tygodniu podrzucę i książeczkę zdrowia, bo nie miałam kiedy jej wziąć od weta.
Może się tak uda, że będą zamawiać barfa nerkowego robionego specjalnie pod Heniowe wyniki, namawiam i może się uda. obiecują stosować się do zaleceń, być w kontakcie, będą z nim jeździć do mojej wetki.
Hendryk zostaje Hendrykiem, Pan stwierdził, że imię jest genialne i właściwie to ono przyciągnęło ich uwagę.
Pani przeczytała książkę, którą pożyczyłam, dowiozę jeszcze artykuły o dokoceniu, które Anneke mi wydrukuje, żeby się tylko Henio dogadał z kotką, to jest jeden warunek, proszę wszystkich o dobre myśli i kciuki. W razie czego chętnie skorzystają z rad behawiorysty.
Na razie Henio zamieszkał na piętrze w pokoju syna, będzie miał tam spokój i to jest miejsce, którym kotka niespecjalnie się interesuje.
Niestety z wyników jonogramu fosfor jest dokładnie w górnej granicy, więc jednak coś jest na rzeczy z nerkami i suple brać raczej powinien.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to Henio będzie wychodził od wiosny dopiero, ogród jest dość spory, opłotowany, front dodatkowo zabezpieczony siatką. Sama uliczka, polna droga, która bezpośrednio prowadzi do tej pierzei domów jest tak wądołowata, że w ogóle nie podjęłam próby przejechania jej, mam niskie zawieszenie i auto zostawiłam kawałek dalej, podobno lepszy dojazd jest z drugiej strony, ale to jest jakiś autochtoniczny skrót, którego mapy nie pokazują.
Kotka jest śliczna, puchata, miła z mordki i przyjazna, w domu w drzwiach kocie drzwiczki, żeby mogła sobie chodzić swobodnie po pomieszczeniach.
Dom jest duży i pełen ludzi, bo i babcia i córka z dziećmi, wszyscy kotolubni, chłopiec siedmioletni, ale też spoko, pytał się, czy już może pogłaskać kotka, czy może dać mu smaczka i ile tego smaczka i pytał się na co kotek jest chory.
Hendryk spokojnie, obszedł pokój, poocierał się o meble, o Pana, wiadomo, że stres, ale bez paniki.
Za to ja mam ścisk żołądka, miliony myśli, czy faktycznie dopilnują, czy się uda, czy będzie ok.
Nie wygląda to źle, myślę, że dla Hendryka ten dom, te warunki były by naprawdę ok.
Oby się zaaklimatyzował.
Oseskom chyba faktycznie założę wątek, bo będę pewnie potrzebować porad, no i kompletnie odjechałam na ich punkcie, małe koty są słodkie, ale jeże to już sam lukier.
Przybrały po 4 dkg, a największy 5, nie wiem, czy nie szybko, ale żrą na potęgę.
Czwartego nie udało się znaleźć, jeszcze w piątek w deszczu przeszukiwałam krzaki, robotnicy też szukali. Jeżeli faktycznie był, po tym czasie i przy tej pogodzie, to już bez znaczenia.