Dziś nasze mało święto -
dokładnie 11 lat temu zamieszkał z nami Imbirek
Jak TŻ zgodził się na kota to za dwa dni był już zwierzak w domu. Wstyd się przyznać, ale kompletnie mi się Imbiś nie podobał, jak go zobaczyłam

Ale stwierdziłam, że biorę, bo drugiej takiej szansy może nie być. A nuż się małż rozmyśli i co wtedy...
Tak wyglądał niebawem po adopcji z Fundacji Canis:
http://miau.pl/prywatne/aniutella/pics.php?u=3Niestety choroba postępuje bardzo szybko, nowotwór atakuje i rośnie w szaleńczym wręcz tempie.
Pierwszy przerzut jest tak duży, że nie da się go objąć dłonią. Kolejne trzy obok siebie zlały się w jeden duży guz. Właściwie cała lewa łapka jest mocno powiększona. Dziś rano byliśmy na kontroli i wieści są niestety złe
Nowotwór daje coraz więcej dolegliwości bólowych, dlatego Imbisiu kuleje. Ogólnie jest bardziej markotny, osowiały, zdecydowanie mniej aktywny. Głównie poleguje. Jednak wciąż lubi być blisko nas i towarzyszy w każdym zajęciu, choć w spaniu to najchętniej.
Nawet teraz leży między klawiaturą a monitorem. Kocham go niesamowicie, to mój pierwszy zwierzak w dorosłym samodzielnym życiu, za którego wzięłam odpowiedzialność.
Nie wyobrażam sobie, że za miesiąc może go już nie być

Ale póki co uroczysta kolacja została zjedzona ze smakiem

Edit: nie 14 a 11 lat
