





Chyba stres trochę minął. Alienka jest słodkim, grzecznym maleństwem, bawi się bardzo ostrożnie, boidudek taki. Z kolan mogłaby zasadniczo nie schodzić i przymila się delikatnie, nienachalnie, głownie leży sobie i nadstawia poszczególne części ciała do mizianek, mrucząc przy tym na dwóch częstotliwościach. Je mokre, choć niewiele mam wrażenie, suchego nie tyka. Kuwetkuje wzorowo. Na razie z zabiegów medycznych było odpchlenie i odrobaczenie Cestalem, bo brzuch wielki a kicia chuda. Znalazłam jakąś glichę, ale jedną i małą i nie wiem, czy skuteczne było to odrobaczanie. W niedzielę pojedziemy do pana weta na przeglądzik, uszka sprawdzić (choć wyglądają na czyste) i oczęcie, które lekko łzawi i jest ciut przymrużone. W niedzielę też spróbujemy capnąć siostrę (lub brata), bo maleńka czuje się samotna.
No i szukamy domku - najlepszego z najlepszych. Już mnie boli serce na myśl o jej oddaniu.