Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy
Safii pisze:A dokładna historia Szarki wygląda tak:
To było jakieś 4 miesiące temu.
Byłam z psem na spacerze, a Sara ma świra na punkcie kotów.
Uwielbia je i chyba sama myśli, że też jest kotem.
W wysokiej trawie przy ulicy leżał skulony kot.
Był nieruchomy – do tego stopnia, że omal na niego nie wlazłam.
Pochyliłam się, kot nawet się nie ruszył.
Wyglądał strasznie – jak śmierć.
Zaczęłam do niego mówić. Podniósł tylko głowę.
Zobaczyłam okropnie zaropiałe i sklejone oczy.
Widać było, że jest mu obojętne, co się stanie.
Pomyślałam, że jest pewnie strasznie chory i … umiera.
Odeszłam.
Nie chciałam znów się angażować.
Wróciłam do domu i……. poszłam do sklepu po puszkę dla kotów hi,hi
Podałam mu jedzenie, ale nawet nie chciał powąchać.
Dalej leżał tak bez ruchu.
Zostawiłam pokarm w tej trawie i odeszłam.
Następnego dnia też tam leżał.
Nie zwracał uwagi na psy, ludzi przechodzących obok, na nic.
Po prostu leżał.
Nie wiem, czy to on zjadł to co zostawiłam, czy inne koty, czy psy,
ale znów zostawiłam mu jedzenie.
To trwało kilka dni.
Kot ciągle tam leżał.
Zmieniał tylko miejsce o kilka metrów.
Gdy ok. 1-szej w nocy wychodziłam z psem, też tam był.
Po ok. tygodniu kot zniknął.
Kilka dni później pojawił się w trawie po mojej stronie bloku.
Też tylko leżał.
Codziennie zostawiałam mu jedzenie.
I tak kot przemieszczając się każdego dnia o kilka metrów,
wylądował u mnie pod oknami.
Wreszcie mogłam zobaczyć jak chodzi.
Jakby wstąpiła w niego iskierka życia.
Kot był bardzo dziki.
O zbliżeniu się nie było mowy.
Widziałam, że jest z nim źle i że jest chory.
Postanowiłam go złapać i zawieść do lekarza.
Matko – próbowałam chyba z 2 tygodnie.
W końcu podstępem udało mi się zapakować go do transportera.
Wet był przerażony jego dzikością, ale dał sobie radę.
Okazało się, że to dziewczynka.
Przeszła operację i została wysterylizowana.
3 dni była w piwnicy u pracownika For Animals,
który też nie wypuszczał jej z klatki.
Potem wypuściłam ją pod moimi oknami.
Spodziewałam się, że ucieknie i więcej jej nie zobaczę, ale nie.
Ona się już z pod moich okien nie ruszyła.
Zaczęła się oswajać i małymi kroczkami doszliśmy do etapu,
w którym czeka i miauczy pod klatką, żeby ktoś do niej wyszedł.
Lubi być głaskana i smerana po brzuszku.
Na ręce jeszcze nie da się wziąć, ale na to też przyjdzie czas.
Niepokoi mnie to, że ona nie chce się ruszyć spod okienek.
Nie wchodzi do piwnicy, gdy jest zimno-ciągle siedzi w okienku.
O której w nocy bym nie wyszła ciągle tam jest.
Czy leje deszcz, czy jest zimna noc – ona tylko tam śpi.
Czasami przemoknięta do szpiku kości.
Gdy leje staram się jakoś ją osłonić, choćby tekturą.
Nakłaniam, żeby weszła do piwnicy i nic.
Z jej byłym właścicielem było tak, że kiedyś przyszedł do nas facet i powiedział,
że znajomi mu powiedzieli, że widzieli tu jego kotkę.
Zobaczył ją.
Wszystko się zgadzało.
Data zniknięcia, jaj wiek, to że była w ciąży…..
Powiedział, że to chyba ona…
A gdy dała mu się wziąć na ręce już wiedziałam, że to jego kot.
Pan opowiedział mi o remoncie, który właśnie skończył i
że w jego trakcie właśnie uciekła.
Powiedział, że miał ją od 7 lat (wiek się zgadzał)
i że nigdy nie wychodziła na dwór (co też by się zgadzało,
biorąc pod uwagę jej stan, gdy już się na tym dworze znalazła).
Opowiadał, jaka to mądra kotka, że sama drzwi umiała otwierać
i takie tam kocie sztuczki.
Powiedział, że wróci po nią.
Strasznie się ucieszyłam, że Szurania odnalazła dom.
Mijały dni a Pan się nie pokazywał.
Spotkałam go na ulicy i powiedziałam, że Szurania czeka,
a on mi na to, że się zastanawiał i już nie chce kota…..
Nie chcę nawet mówić, co poczułam…
Ot cała historia szarki.
Dajmy jej DOM!!!
Użytkownicy przeglądający ten dział: muza_51, Renata Żurawska i 161 gości