Jestem nowa na forum więc na początek chciałabym się ze wszystkimi serdecznie przywitać.
Czytałam już kilka tematów i dobrze jest wiedzieć że jednak na tym świecie jest tylu wspaniałych i bezinteresownych ludzi, który nie przejdą obojętnie obok cierpiącego zwierzaka.
Piszę do Was ponieważ mam problem z którym nie potrafię sobie poradzić, ale może zacznę od początku.
Odkąd pamiętam w moim domu były zawsze jakieś pokrzywdzone przez los psy i koty które znalazły u nas schronienie i którym pomagaliśmy znaleźć kochającego człowieka. Trudno się więc dziwić że i w moim domu pojawiło się kocię. Kicia kiedy trafiła do mnie miała koci katar ale pod dobrą opieką weta szybko nabrała sił. Sisi ma teraz już prawie rok i jest prawdziwą księżniczką. Przynosi zabawki kiedy chce się bawić, nie lubi być brana na ręce za to pieszczoty kiedy siedzi na biurku jak najbardziej. Lubi przebywać w tym samym pomieszczeniu co domownicy jednak obcych ludzi unika. Traktowała mnie jak drugiego kota (chciała się ganiać i bawić "po kociemu"), jak tylko widziała jakiegokolwiek kota to leciała do niego mrucząc i kładąc się przed nim na ziemi, dlatego zdecydowaliśmy (ja i mój partner) że przydało by jej się futrzaste towarzystwo. Prawie 4 miesiące trwały poszukiwania drugiego kociaka (od siebie dodam że tu gdzie mieszkam koty pojawiają się praktycznie tylko "w sezonie"). W końcu, dwa miesiące temu nadszedł długo wyczekiwany dzień. Dostaliśmy telefon że jest do przygarnięcia 8-10 miesięczna kotka która niedawno wykarmiła kociaki. Co prawda szukaliśmy trochę młodszego kota ale postanowiliśmy ją wcześniej zobaczyć.Naszym oczom ukazała się śliczna szylkretowa kotka dopominająca się o pieszczoty, mrucząca jak tylko ktoś ją podrapał za uchem, ocierająca się o ręce. Jakże można było nie pokochać kota który tak usilnie mówi WEŹ MNIE. Porozmawialiśmy z weterynarzem co wie o jej historii okazało się że nie za wiele. Kotka, już kotna, została przyniesiona przez poprzednich właścicieli ponieważ Ci wyjeżdżali z kraju. Maluchy odkarmiła, opiekowała się nimi wzorowo, do ludzi jest przyjazna i lubi pieszczoty, została odrobaczona, zaszczepiona, wysterylizowana i czeka na nowy dom ( oraz że w rzeczywistości jest "trochę" starsza... ma ok 1,5 roku). Dowiedzieliśmy się też że został jeszcze ostatni jej kociak (który miał 7 tyg.). Nie podlegało dyskusji że kotka idzie z nami, a po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy że bonus (jej kocie) też weźmiemy odchowamy i znajdziemy mu dom.
Po przyjeździe do domu Zoe z Gizmo (takie dostali imiona na nową drogę życia) czmychnęli pod stół w salonie i ani myśleli wychodzić Sisi zainteresowana zapachami została ofukana i grzecznie odeszła. Cóż nowi domownicy potrzebują spokoju żeby się oswoić z nowym otoczeniem i ochłonąć trochę. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jakie schody przed nami się piętrzą.
Po nocy okazało się że Zoe zajęła się kanapą (znalazła jedno jedyne miejsce niezasłonięte narzutą ) i ani myślała wyjść chociażby na chwilę. Gizmo zadowolony zaczął zwiedzać mieszkanko i zapoznawać się z Sisi. Przenieśliśmy rodzinkę do kuchni umościliśmy spanko, kuwetę, jedzenie i zabawki zamknęliśmy drzwi żeby miały spokój. Tak wyglądał pierwszy tydzień Zoe nie wychodziła z ukrycia dopóki Gizmo nie sprawdził terenu. Znikł zupełnie kot którego widzieliśmy w lecznicy a pojawił się dzikus.
Resztę opowiem już w skrócie. Gizmo i Sisi dogadują się świetnie. Jedzą razem, bawią się razem, śpią często razem, jak Sisi się gdzieś schowa przed Gizmo ten chodzi i ją woła (działa to w obie strony) były by szczęśliwe gdyby nie... no właśnie Zoe.
Nie ma możliwości żeby się do niej zbliżyć ucieka przy najmniejszym ruchu. Boi się wyciągniętej dłoni (sporadycznie nawet zje smakołyk z wyciągniętej ręki !!! Chyba że jest przed śniadaniem....) Nawet jak daję jej jeść, muszę się odsunąć od miski bo inaczej tylko miaucze a nie podejdzie. Za to jak szykuję jedzenie ociera mi się o nogi, jak nie ma gdzie uciec mruczy i nadstawia się do głaskania, w dzień śpi na łóżku jak gdyby nigdy nic (jednak jak ktoś wejdzie do sypialni i się zbliży od razu ucieka), a w nocy.... w nocy jak już myśli że śpimy wchodzi powoli na łóżko i kładzie się w nogach... śpi co jakiś czas sprawdzając czy żadne z nas się do niej nie zbliża....
Nie pomaga zmiana zapachu, ciepłe słowa, smakołyki, czy zwykła obecność od 2 miesięcy nie ma żadnej poprawy. Dostaliśmy nawet od Weta FeliWay do kontaktu, które miało uspokoić skołatane nerwy.
Nie wiem co jej zrobili poprzedni właściciele ale musieli ją naprawdę skrzywdzić.
Jednak jest większy problem. Zoe sterroryzowała Sis. Sisi boi się, często bez obstawy człowieka przejść do innego pomieszczenia. Zoe chodzi wszędzie. Boi się jeść razem z nią. Zoe zje za dwie. Są dni kiedy Zoe przejdzie obok Sis i nic nie zrobi ale niestety to zdarza się sporadycznie. Częściej Sis "dostaje z łapy" tylko dlatego że śpi. Sisi stała się apatyczna... nie bawi się już tak chętnie jak wcześniej (chyba że wie że Zoe nie ma w pobliżu). Jej pyszczek i oczka są smutne.
Co raz bardziej się przekonuję że lepszy dla Zoe byłby dom gdzie była by sama. Zostawiona w spokoju w jej kryjówce. Jednak gdzie jest ten kot którego czasem widać? Ta przylepa dopominająca się pieszczot? Te pełne miłości oczy? Teraz widać tylko w nich wciąż strach, niepewność i.... groźbę?
Proszę pomóżcie. Nie chcę być kolejną osobą która ją porzuciła. Chcę żeby miała kochający dom i czuła się w nim bezpiecznie.