Witajcie,
siedzę i płaczę po Qua. Jak pisałam w naszym wątku tęsknie za Nim mocno, bardzo mocno. Nie wyobrażałam sobie, że kot może być tak fajny i gdybym nie poznała Pana Bezy nie uwierzyłabym. Nikt ani nic Go nie zastąpi, On zawsze będzie Quazim, jednak to wbrew moim obawom jego strata nie zamknęła mojego serca na głucho. Zrozumiałam, że nikt Go nie zastąpi, że mały kochany, delikatny kotek zawsze będzie jeden, jedyny i niepowtarzalnym, a w moim sercu jest miejsce tylko dla niego, którego nikt nie zajmie.
W sobotę poszłyśmy z mamma mią do kiosku po gazetę. Mama już wcześniej mówiła coś o jakimś kocia co tam już dwa lata mieszka, kot bez zębów taki biedny staruszek. Poszłam i oniemiałam. Mama widziała Matuzalema, ja Bestią. Wbrew wyglądowi był jak Bestia z bajki Disneya, po podejściu dał się pogładzić, z apetytem podjadł. Chude pełno jajeczne kocisko o wyliniałej sierści w dziwacznym kolorze. Głowę ma burą, dół rudy, a oprócz tego ma białe łaty. Podarte uszy, blizny po walkach. Popatrzyłam westchnęłam i pomyślałam, że może jakiś dom, bo kolejnej zimy ten weteran nie przeżyje.
W niedzielę odszedł mój najwspanialszy Kot nad koty. I tak jak sobota była gorąca, słoneczna i piękna, tak niedziela była pochmurna, zimna i deszczowa. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca łaziłam i zastanawiałam się co dalej. Rozmawiałam z mamą i powiedziałam, że ja chcę pomóc jakiejś kolejnej biedzie, że wyciagnę jakiegoś kota, będę Go kochać, rozpieszczać i o niego walczyć. Po wakacjach (to znaczy moim urlopie) postanowiłam, że pojadę do Łodzi i zabiorę kogoś z łódzkiego schroniska. Z łódzkiego, bo to najfajniejsze koty, z łódzkiego bo tak! Nie powinnam tak myśleć, ale myśląc o Qua uśmiecham się, bo to były piękne miesiące, i płaczę bo było ich tak mało. Qua to Qua. Co ja mogę. Poszłam do sklepu, Bestia leżał na ziemi, chudy, nastroszony, wyliniały. Wróciłam do domu i płacząc nasypałam mu Biogen Quaziego, do saszetki Whiskasa. Matuzalem zjadł z wielkim apetytem to danie, a mi się serce ścisnęło, że taki zdrowy jedzący kocur. Uciekłam zaraz po tym jak jeść dokończył. Po jakimś czasie poszłyśmy z mą na cmentarz, żeby odwiedzić grób dziadka. Posprzątałyśmy, z dziewczynkami (które z nami poszły) pogadałyśmy, ale obu nam tak tępo było. Jak szłyśmy w stronę cmentarza Bestii nie było koło kiosku. Jak wracałyśmy leżał na środku chodnika. To było za wcześnie, kilka godzin wcześniej pochowałam najlepszego przyjaciela... ale co mogłam. Po wymianie zdań, brać, nie brać, ma szanse, nie ma szans, w sercu podjęłam decyzję. Może tak być musiało. Bestia zignorował dziewczyny, ja trochę niepewnie wzięłam wielkiego, chudego, obcego kocura na ręce i zaniosłam do domu. Bestia buczał, czy ra czej buknął dwa razy ale nieść się dał. Długo by opowiadać, skończyło się, że noc spędził w kuchni (boimy się znaczenia terenu), żeby mu ciepło było, żeby kaszel się mu nie pogłębiał. Pomimo wyglądu Bestia to dobry kot. Wczoraj już wszedł mi się na kolana i strzelał baranki mrucząc, wielce zaciekawiony wpakowywał łapkę do wody. Ma śmieszne, wielgachne łapy i muskuły jak Arnold. Kuwetowe początki były kiepskie. To znaczy była kupa w jednym pokoju, ale w nocy siuu zrobił już do pseudokuwety (takiej pobrudzonej przez Pana Bezę). W kuwecie (misce) Qua mieścił się bez problemu, Bestia ledwo się mieści. Poza tym mocno zwymiotował (ale miał czym). A i jeszcze Bestia bez problemu daje się ubierać w szelki, nawet nieźle na nich chodzi. Bardziej jak pies, niż jak kot.
Dzisiaj odrobaczamy, wzmacniamy i będziemy ciachać. To znaczy mama wraca z działki w piątek. Po drodze Go ciachnie, obetnie się pazurki, pobierze krew.
Bestia pojawił się za szybko, za wcześnie ale może, może to Qua mnie do niego zaprowadził, może tak los miał się spleść. Bestia bo zaklinamy tak los, żeby tak Quazi miał wygląd i charakter Dzwonnika z Nottre Damme, tak żeby i Bestia swego (też) Disneyowego odpowiednika cechy miał.
Potrzebujemy rad, na co zwrócić uwagę? Co zrobić? Ostrzeżenia, pomoc.