Pogłaskałam, ale nie przestawało pochłaniać. Jak już troszkę zaspokoiło pierwszy głód, to postanowiło się pomiziać i powdzięczyć.
Potem poszło za mną do samochodu, kawałek podjechaliśmy osiedlową uliczką, kawałek przeszliśmy razem do mnie do domu. W domu jeszcze trochę jedzenia i szybki wskok na kanapę.
Akcja-błyskawica to zapakowanie w transporter, szybki kurs do weta, testy (uff, ujemne), odpchlenie, odrobaczenie. Małe to ok. półroczna dziewczynka, krówka (los jest wredny, jak ja nie lubię krówek

Teraz Walercia leży obok mnie na kanapie i zasypia. W międzyczasie straszy moje koty (stado zainteresowane, a jakże), ale nawet tyłka nie ruszy, tylko odgłosy wydaje.

Standard otwocki kotów "ode mnie" oznacza absolutną miłość do człowieka. Miziastość aż do obrzydliwości.







Chyba nie muszę dodawać, że dziewczynka szuka domu na już.

Takiego domu, który nie zgubi małego biednego dziecka samego w groźnym świecie.
