W ubiegłym tygodniu siostra zauważyła kilka kotów na terenie skupu złomu,
obok targowiska przy ul. Elbląskiej. Okazało się , że jest ich spore stado - około 20.
Dokarmia je pan, który prowadzi punkt skupu.
Byłam tam. Większość - to kocice z dużymi brzuchami, część pewnie już urodziła.
Wszystkie koty mają brzydką sierść (pewie są zarobaczone), są też zakatarzone.
Koty mnożą się nieustannie.
Podobno zaczęło się od jednej kotki, kilka lat temu.
Kociaki giną pod kołami samochodów i od chorób.
Jest tylko jeden kilkumiesięczny średniaczek - to znaczy, że reszta kociaków z tylu miotów nie żyje.
Mieszkają w norach i pod zwalonym drzewem.
Sytuacja jest naprawdę tragiczna
Wczoraj pojechałam z 2 kontenerkami, w porze karmienia (o 6-tej rano).
Koty sa dzikie, nie dają się pogłaskać nawet karmicielowi, chociaż ocierają się o niego.
Chciałyśmy złapać kotkę bez jednej nóżki, ale kotka była bardzo nieufna.
Udało się jedynie złapać długowłosą trójkolorkę. Kicia ma kk i resztki ślicznej sierści.
Teraz siedzi wciśnięta w kąt pokoju, za kwiatkami,
maksymalnie zestresowana. Od wczoraj nic nie jadła.
Boi się człowieka panicznie, nawet moje koty jej nie ośmieliły.
Zamówiłam już klatkę - łapkę i będę próbować złapać jeszcze jakieś koty,
ale nie jestem w stanie pomóc im wszystkim.
Mogę dać schronienie 2 max. 3 kiciom.
A co z resztą?
Czy znajdą się w Gdańsku ludzie, którzy będą chcieli ocalić te koty?
Wiem, że to trudna sprawa bo kotów jest dużo, są dzikie,
jest wiele kotek do sterylizacji, dużo domów do szukania
i najważniejsze - koty nie powinny tam wrócić
Bywam na forum już od kilku lat, kotami zajmuję się kilkanaście.
Po raz pierwszy ilość kociego nieszczęścia przerosła moje siły,
ale liczę, że wspólnie uda się uratować te koty.