Lubię niedziele. Człowiek nigdzie się nie spieszy, snuje w piżamie do południa

gotuje na obiad coś pysznego, no i ma trochę spokoju i samotności, gdyż tradycyjnie w niedziele TŻ na giełdę samochodową się udaje. Takoż było i ostatnio. Kiedy już się posnułam, zabrałam się za tarcie kartofelków na placki (uwielbiam

). Utytłana po łokcie w kartoflowej mazi, usłyszałam pukanie do drzwi. Pewna, że to TŻ z giełdy idzie i zwyczajnie nie chce mu się kluczy poszukać, nie reagowałam. Kiedy po dłuższej chwili nie rozlegał się chrobot klucza w zamku, zaniepokojona, wytarłam łapy i otworzyłam drzwi. A za drzwiami....
pudło po telewizorze, a w pudle ON: zaniedbany, brudny, kremowo- rudy "zmiksowany" bryt

W pysku horror, w uszach kopalnia, smród niewykastrowanego kocura...No i po niedzieli

Z pudła w kontener i do lecznicy, placki poczekają

Po przeglądzie okazało się, że gościu ma ze 4-5 lat, ślady herpesa w paszczy, zęby do usunięcia, świerzb i awitaminozę. Został na noc w lecznicy. A Zielona i ja miałyśmy Mission Impossible: ona miała doprowadzić go do ładu, a ja- o zgrozo- urobić TŻ-a

Wczoraj kicius przeszedł sanację jamy ustnej i przy okazji powiedzieliśmy pomponom "pa, pa". Dziś jest już u nas w sypialni, słaby jeszcze i przerażony, ale apetyt na gerberki ma. Jak go odchuchamy piękny będzie, bo narazie taki z niego....Paździoch

