Witam,
kiedys juz zostawialem zapytania dotyczace malego kota ktorego przygarnalem z dworu na poczatku grudnia. Na poczatku wszystko wygladalo fajnie, ale po paru dniach okazalo sie ze kot bardzo gubi siersc. Na pooczatek weterynarz mowila ze to od pchel, od ich odchodow. Potem sie okazalo gdy u mojej siostry stwierdzono grzybice, ze to kot jest chory i roznosi to na innych. Ta sama weterynarz zaczela leczyc kota jakimis szczepionkami antygrzybicznymi, kazala przemywac takim czerwonym plynem miejsca zmian, no i taki preparat z dwa razy ktory rozlewala na kark(to bylo chyba m.in na odrobaczenie). Po paru tygodniach weterynarz zaczela mowic ze widzi poprawe, ze siersc ladnie zaczela odrastac i ze teraz juz nie ebdzie problemu. Sklonilo mnie do tego zeby dopuszczac kotke do innych zwierzat domowych(mam jeszcze dwa inne koty i psa). Niby kot mial byc juz zdrowy a u psa zaczely pojawiac sie plamki i krostki, teraz u drugiego kota to samo... Ja nie jestem fachowcem i widze ze z ta mala jest cos nie tak. Bo ta siersc nie wyglada jak u zdrowego kota. Uszy np w ogole nie zarosly sierscia. Wczoraj zostal zaszczepiona przeciw wsciekliznie i jeszcze na cos(nie wiem na co bo juz sie gubie tyle tych szczepien i w ogole). Po powrocie caly dzien praktycznie bylo dobrze tylko pozniej zauwazylem ze gdzies ok 5h nie wstawala. Caly czas spala. Nie dawala sie dotknac tak jakby ja cos bolalo, bo jak probowalem ja poglaska to miauczala. Trzesla sie do tego jeszcze. Dzsiaj wyglada troche lepiej, ale totalnie nie wiem co mam zrobic... Czy zmienic weterynarza? czy moze pogodzic sie z tym ze tego kota nie da sie wyleczyc... No i moze jest ktos w stanie polecic dobrego fachowca z doswiadczeniem w Gdyni i okolicach